wtorek, 27 listopada 2018

"W miasteczku piasku i błękitnych łusek" Yoko Komori

TYTUŁ:   W miasteczku piasku i błękitnych łusek
TYTUŁ ORYGINAŁU:   Aoi Uroko to Suna no Machi
AUTOR:  Yoko Komori
ILOŚĆ TOMÓW:  2
WYDANIE ORYGINALNE:  2013-2014
WYDANIE POLSKIE:  2018 (JPF)
TŁUMACZ:  Monika Pytel


Szóstoklasistka Tokiko przeprowadza się z ojcem do rodzinnego miasteczka matki. Mała nadmorska miejscowość zdecydowanie różni się od ogromnego Tokio. Wyzwala to w
dziewczynce wspomnienie z dzieciństwa o tajemniczym syrenie, który uratował ją przed utonięciem. Czy te wspaniałe morskie istoty naprawdę istnieją? 

W tym tytule na pewno zwraca uwagę nietypowy senny, letni klimat. Podczas czytania mamy wręcz wrażenie słyszenia towarzyszącego bohaterom szumu fal. Tytuł idealny na jesienny wieczór by zatęsknić za wakacjami ;)
Akcja jest bardzo spokojna, autorka powoli buduje nastrój melancholii i tajemnicy. "W miasteczku..." wszystko dzieje się swoim tempem, więc fani wartkiej akcji dużo tu nie znajdą.
Klimat buduje dodatkowo małomiasteczkowość nowego domu bohaterki. Panuje tam wiele przesądów i miejscowych legend. Tunel ma swojego potwora, w sklepiku pracuje staruszka będąca "babcią" wszystkich wioskowych dzieci a najważniejszym wydarzeniem w roku jest festiwal ku czci lokalnego bóstwa. 

Umieszczenie w środku akcji dzieci było strzałem w dziesiątkę. Bohaterowie są na granicy dziecięcej wiary w magię i wchodzenia w twardo stąpającą po ziemi dorosłość. Nasi szóstoklasiści niby już zdają sobie sprawę z nieistnienia potworów jednak nadal w głębi duszy mają marzenia o ich spotkaniu.
Stanie na cienkiej linii dzieciństwa i dorosłości podkreśla kontrast głównych bohaterów - rozmarzona Tokiko z wybujałą wyobraźnią i rozsądny Narumi wierzący tylko w to co zobaczy na własne oczy.

"W miasteczku..." pod warstwą realizmu magicznego jest dla mnie psychologiczną  opowieścią o dziecku próbującym zrozumieć rozwód rodziców. Tokiko ucieka w świat wyobraźni próbując poradzić sobie z nagłym zniknięciem matki z jej życia. Zajmuje myśli poszukiwaniem syren by nie roztrząsać utraty najważniejszej dla dziecka osoby. Zaczyna też powoli budować więź z ojcem, jest to trudny nowy początek dla nich obojga. Całkowita zmiana otoczenia też w pierwszej chwili w tym nie pomaga. A może nowi znajomi staną się jednak podporą dla dziewczynki?

Tym co na pewno wyróżnia ten tytuł jest nietypowa, śliczna oprawa graficzna. Yoko Komori rzadko cieniuje swoje rysunki, więc znajdziemy tu głównie białe, czarne i szare plamy. Twarze są rysowane prosto jednak wyrażają wiele emocji. Tła, gdy się pojawiają, są bardzo szczegółowe a rysunki przyrody piękne. 
Polskie wydanie podkreśla zalety. Drukarnia użyła bardzo intensywnej czerni, która na szczęście nie przebija na drugą stronę kartki.  Wszystkie krzaczki zostały wyczyszczone i zamienione polskimi odpowiednikami, nawet na tak mało istotnych elementach jak np. butelka wody. Obwoluty są cudowne przez co rozpaczam, że w środku nie ma kolorowych stron.

Całokształt psuje niestety zakończenie opowieści. Tajemnica syren zostaje wyjaśniona jak dla mnie za bardzo bezpośrednio. Zostawienie nutki niepewności byłoby dużo lepszym zabiegiem w tego typu historii. Koniec pozostawia spory niedosyt, napięcie budowane przez dwa tomy nagle znika i zostajemy w sumie z niczym. 
Przez zakończenie tytuł kojarzy mi się z "Mostem do Terabithii", tak samo jak tamten film zderza dziecięce marzenia z rzeczywistością.  

"W miasteczku piasku..." polecam, a dwa tomy to nie tak dużo dla portfeli ;)


Czytaliście już tą mangę? 
Też zatęskniliście po niej za latem? :)

sobota, 17 listopada 2018

"Kobiety dyktatorów" Diane Ducret

TYTUŁ:  Kobiety dyktatorów
TYTUŁ ORYGINALNY:  Femmes de dictateur
AUTOR:  Diane Ducret

ILOŚĆ TOMÓW:  2
OCENIANY TOM:  1
LICZBA STRON:  360
WYDANIE ORYGINALNE: 2011    
WYDANIE POLSKIE:  2012 (Wydawnictwo Znak)

TŁUMACZ:  Maria Rostworowska

Mówi się, że za każdym silnym mężczyzną stoi kobieta. Coś w tym jest, a na pewno towarzyszki życia wpływają na mężczyzn u władzy. Nawet jeśli większość z nich zmienia je jak rękawiczki.

W pierwszym tomie "Kobiety dyktatorów" poznajemy historię romansów Mussoliniego, Lenina, Stalina, Salazara, Bokassy, Mao, małżeństwa Ceausescu oraz Hitlera

Tym razem sięgnęłam, jak dla mnie, za pozycję nietypową. "Kobiety dyktatorów" nie są książką fabularną przez co na początku lektury obawiałam się trafienia na same suche fakty. Na szczęście Diane Ducret potrafi wprowadzić czytelnika w opisywane wydarzenia oraz umiejętnie łączy cytaty ze swoimi dopiskami. Historia jest przedstawiona jako spójna całość choć składa się głównie z fragmentów pamiętników, listów i cytowanych wypowiedzi. Autorce zdarza się czasem spekulować ale zaznacza te momenty i nie podaje ich jako faktów.

Nie spodziewałam się, że taka książka aż tak mnie pochłonie. Z zafascynowaniem śledziłam historie kolejnych kobiet, które związały swoje losy z dyktatorami. Wiele się dowiedziałam o tych nietypowych postaciach, wcześniej znałam najwyżej ich imiona i to tylko tych
najbardziej znanych. Dzięki fragmentom ich pamiętników, oraz przykładom zachowań mogłam w pewien sposób poznać ich sposób myślenia i motywacje. Żądza władzy, fascynacja, naiwność, miłość - każdą kierowało co innego, jednak miały coś wspólnego - niesamowitą, wewnętrzną siłę by przetrwać niezależnie od okoliczności.  Żywoty niektórych z nich brzmią strasznie nierealne, jak scenariusz filmowy. 

Wiele o człowieku mówi to jak traktuje kobiety. Głównymi bohaterami tych opowieści wcale nie są kobiety a mężczyźni którym oddały serce.  Książka przedstawia zupełnie inną stronę postaci które zapisały się w historii w negatywny sposób. A przecież oni też mieli osoby na którym im zależało. Choć traktowali je w dość nietypowy sposób. Porwania, zdrady, trójkąty, kochanki młodsze o przynajmniej trzydzieści lat (i tak dobrze jak były przynajmniej pełnoletnie). Na tych niecałych 400 stronach poznacie wiele historii złamanych serc ale i wielkich namiętności. 

Niestety nie wszystkie części książki są równie ciekawe. Zależy to w dużym stopniu od ilości dostępnych materiałów, ale także od natłoku przydługich momentami opisów. Przebicie się przez niektóre fragmenty było nużące. W połowie książki miałam też pewien przesyt informacji i musiałam zrobić kilkudniową przerwę w lekturze. 

Pomimo kilku wad naprawdę polecam "Kobiety dyktatorów". Prawdziwe historie mogą być bardziej fascynujące niż fikcja.

Interesujecie się historią? 
Czytacie tego typu książki?

wtorek, 6 listopada 2018

Nowa Fantastyka 11 (434) 2018


PUBLICYSTYKA:

W listopadowym numerze czuć nastrój setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Nawiązuje już do tego wstępniak Jerzego Rzymowskiego a także m. in. felieton Tomasza Kołodziejczaka. W recenzjach przewinie się komiks "100 na 100. Antologia komiksu na stulecie odzyskania niepodległości". Nawet okładka przypadkowo wpasowuje się i kolorystycznie i symbolicznie. 
Oprócz tego standardowo - różności.

Warto zwrócić uwagę na "Zastrzyk przyszłości" Marka Starosty o widmowych cząstkach - neutrinach i badaniach nad nimi (trochę zabawne dowiadywać się o nowinkach naukowych z pisma o fantastyce ;)  ). Artykuł jest napisany ciekawie i, co najważniejsze - zrozumiale nawet dla kompletnego laika w temacie.

W Lamusie historie o duchach podczas I Wojny Światowej. Jedne ratowały żołnierzy, inne wręcz przeciwnie. Zwidy, propaganda czy prawda? 

Witold Vargas nadal kontynuuje swoją serię Legendarza. Tym razem zapozna nas z bohaterem z białoruskich podań. Historie te pobijają na głowę wszystkie znane wam opowieści pod względem braku logiki. Cóż, w końcu nie często się zdarza by bohater potrafił latać na pszczole lub budował tratwę z kawałka szmatki...

Co jeśli zamiast pieniędzmi płacilibyśmy serem? Absurdalne? Chyba nie aż tak bardzo, skoro coś takiego... już się dzieje! W banku we Włoszech ser pełni rolę zastawu pod pożyczki.

Orbitowski jak zawsze świetny w swoim recenzjo-felietonie. W tym miesiącu zawiódł mnie za to Kosik, w jego tekście czegoś mi zabrakło.

Wywiad z Dario Argento nie zmienił mojego zdania o tym,  że twórcy horrorów muszą mieć przynajmniej trochę nierówno pod sufitem ;) Sprawił jednak, że mam ochotę obejrzeć oryginalną "Suspirię"


OPOWIADANIA:

TYTUŁ:   Niedaleko
AUTOR:   Jakub Małecki

Opowiadanie z pogranicza obyczajówki i nastrojowego horroru. Niestety przeważa to pierwsze, autorowi słabo poszło wprowadzenie napięcia. Wydaje się przez to nijakie, może trochę dłuższa forma lepiej zapadłaby w pamięć. Zakończenie trochę polepsza sprawę zostawiając szerokie pole do interpretacji, jednak jak dla mnie najsłabsze opowiadanie numeru.

TYTUŁ:   Raz, dwa, trzy...
AUTOR:   Tomasz Duszyński

Nastrój przedpowstańczy w Warszawie. Niemiecki oddział broni drukarni szykując się na zbliżające się zamieszki. Bohater obserwuje kobietę z twarzą syrenki warszawskiej. Rzeczywistość miesza się z fikcją a nieludzcy żołnierze zmieniają się w prawdziwe potwory. Hmm, mam dziwne wrażenie, jakbym już je czytała. Jest to znak albo bardzo dobry albo bardzo zły. W pierwszym przypadku znaczy to że opowiadanie zapada w pamięć, w drugim, że jest podobne do innego. 


TYTUŁ:   Nowy świt
AUTOR:   Aleksandra Radlak

Misz-masz fabularny i stylistyczny, jednak zaskakująco udany. III Wojnę Światową miesza z przeszłością i czasami rycerstwa by jeszcze wplątać w to bogów słowiańskich.  Trudno się w tym wszystkim połapać, ale opowiadanie w jakiś sposób przyciąga do siebie.

TYTUŁ:   1942
AUTOR:   Jakub Tyszkowski

We wsi w 1942 pojawiło się Licho, zwiastun nieszczęścia. Sołtys próbujący ogarnąć wieś po poborach do wojska odkryje kogo należy bać się bardziej-diabła czy ludzi. 
Autor umiejętnie buduje napięcie, pozwala wczuć się w klimat małej wsi wierzącej w zabobony.  Trochę pogubił się w zakończeniu, jednak opowiadanie zdecydowanie warte uwagi. 

TYTUŁ:   Droga Saro
TYTUŁ ORYGINALNY:   Dear Sarah
AUTOR:   Nancy Kress

Kolejna odsłona spotkania z kosmitami. Tym razem, wyjątkowo, nie nastawionymi agresywnie a wspierającymi ludzkość. Nagły postęp technologiczny niestety nie zawsze jest jednak dobry. Połowa społeczeństwa traci prace i zaczynają pałać do przybyszów nienawiścią. Bohaterka w ucieczce przed biedą zaciąga się do wojska. Kogo powinna jednak bronić: obcych przybyszów czy własnych rodaków
Temat znany jednak w niezłym wykonaniu. Autorka uprościła niestety konflikt moralny wprowadzając do gry porwania dzieci, a to mocno narzuciło ostateczną odpowiedź. 

TYTUŁ:   Księżyc to nie pole bitwy
TYTUŁ ORYGINALNY:   The Moon is Not a Battlefield
AUTOR:   Indrapramit Das

Rozmowa reporterki z upadłą komandoską z księżyca. Nie tyle komandoską co wręcz niebiańską wojowniczką,  asurą, szkoloną od dziecka, znającą tylko tamten świat. Forma którą wybrał autor sprawia, że akcja nie jest dynamiczna, ale udaje mu się wprowadzić czytelnika w realia wojny terytorialnej na księżycu - po środku niczego. Ciekawie przedstawił walki księżycowe, rozrzedzona atmosfera i grube skafandry sprawiają że są to konflikty bezdźwięczne, nic nie przygotowuje na nadchodzącą śmierć. Autor pisze bardzo przystępnym językiem, co pozwala od razu wsiąknąć w tekst.
Opowiadanie wyróżniają też nawiązania do kultury hinduskiej. Z chęcią przeczytałabym jeszcze coś od tego autora :)

TYTUŁ:   Ołowiany lotnik
AUTOR:   K.A. Tierina


Wojna się skończyła a wybawcy stali się niewygodni. Ludzkość jak zawsze tępi to czego nie potrafi ogarnąć, zaczynają się polowania na golemy, sztucznych ludzi. Problem w tym, że nikt nie wie kim są, nawet sami zainteresowani. Co jeśli nie możesz wierzyć własnym wspomnieniom? 
Mroczny i duszny klimat towarzyszy od pierwszych zdań. Bohater obserwuje zniszczony świat i złamanych ludzi poddając w wątpliwość własną tożsamość. Możemy poczuć jego zagubienie i coraz większą paranoję. Całość polepsza dodatkowo niespodziewane zakończenie.