wtorek, 27 kwietnia 2021

"Szczury Wrocławia: Kraty" Robert J. Szmidt

TYTUŁ:  Kraty
AUTOR:  Robert J. Szmidt
CYKL:  Szczury Wrocławia
ILOŚĆ TOMÓW:  2+ (+tom dodatkowy)
OCENIANY TOM:  2
LICZBA STRON:  612
WYDANIE:  2019 (Insignis)

(Recenzję znajdziecie też na stronie Popkulturowy Kociołek - zaczęłam współpracę z blogiem)

"Szczury Wrocławia" przenoszą nas do wersji roku1963, kiedy to Wrocław stał się miejscem walk o przetrwanie. Epidemia czarnej ospy zmieniła się w coś dużo bardziej morderczego - zarażeni przeobrażają się w niemożliwe do zabicia zombie. "Kraty" świetnie kontynuują ten rollercoaster emocji.

Do zniszczenia podstaw cywilizacji wystarczyła jedna noc. Ile potrzeba by odzyskać kontrolę?

Atomówka nie spadła na Wrocław, Sowieci nie wkroczyli - wyrok śmierci na ocalałych został chwilowo odroczony. Major Biedrzycki i pośpiesznie utworzony sztab kryzysowy próbują opanować sytuację zaszywając się w zoo na wyspie. Mają w planach powolne oczyszczenie Wrocławia z panoszących się w nim zombie i sprowadzenie na te bezpieczne obszary niedobitków. 
Ale nim to nastąpi, cofnijmy się o kilka godzin w inną część Wrocławia. Godzina 4:04, po słuchaniu całonocnej strzelaniny, wąchaniu roznoszącego się zapachu palonych trupów i zapoznaniu z dziesiątkami niedorzecznych plotek spanikowani pracownicy więzienia chcą ukryć rodziny w bezpiecznym miejscu. A jakie jest lepsze od takiego za mocnymi, stalowymi kratami? Trzeba się tylko pozbyć aktualnych lokatorów.
Przez tę decyzje na wolność wydostaje się grupa czekających na wyrok śmierci skazańców. A w świecie opanowanym przez potwory przetrwać mogą tylko jeszcze gorsze od nich kreatury.

Pierwszy tom "Szczurów Wrocławia" był poszatkowanymi historiami wielu osób próbujących przetrwać początkową falę apokalipsy. W "Kratach" dostajemy trzy główne wątki fabularne, mniej lub bardziej się ze sobą spalające i doprowadzające do ekscytującego wspólnego finału. 
Zwarta fabuła nie znaczy jednak, że nie pojawia się masa postaci "na odstrzał", w końcu przydomek serii "książka telefoniczna" nie wziął się znikąd (ciekawostka - autor używa nazwisk realnych ludzi, można było zgłaszać swoje kandydatury) Niektórych dzielnych, innych samolubnych, tchórzliwych, popełniających głupie błędy - po prostu ludzkich. Choć autor nie daje sobie czasu na budowanie pogłębionych charakterów, tworzy bohaterów zwyczajnych, z którymi można się utożsamiać.

Myślący bohaterowie.

U Szmidta najbardziej zachwyca mnie logika działań bohaterów. Szczególnie ci u władzy są inteligentni i kompetentni. Gdy pierwsze szaleństwo opada, testują rzeczy niezbędne do ich przetrwania. Czy kojarzycie inną serię o zombie, gdzie postacie momentalnie wpadają na pomysł sprawdzenia, czy zwierzęta się nie zmieniają? Zdają sobie sprawę, że brak wiedzy w takich kwestiach oznacza ich koniec. Nie ma co ukrywać, że nieumarłe insekty sprawiłyby, że jakiekolwiek próby przetrwania nie miałyby za dużo sensu.
Dodatkowo każdy zachowuje się tak, jak na swoją profesję przystało. Bardzo podobały mi się rozdziały z ocalałymi przestępcami. Autor nie starał się ich wybielać, szczególnie ich przywódca to kawał psychopaty. Do tego wybitnie inteligentnego psychopaty, co jest jeszcze gorsze i bardziej niebezpieczne. Czytelnik będzie uwielbiał go nienawidzić.

Śmierć nie oszczędza nikogo.

Pomimo świetnej fabuły poczułam znużenie w połowie lektury. Przez cofnięcie czasu o kilka godzin wraz z nowymi bohaterami czytelnik poznaje fakty, które już zna. Tak samo opisy rzezi, choć opisane w sposób działający na wyobraźnię, mogą stać się monotonne. Jest ich po prostu za dużo, w pewnym momencie zaskoczeniem staje się gdy ktoś przeżyje, a nie gdy zginie. Zaczynało mnie to denerwować zwłaszcza w wątku więziennym. Gdy kogoś zaczynałam lubić to prawie od razu umierał.
Nie jest to zdecydowanie pozycja dla osób którym przeszkadza brutalność w książkach. Okrutne wydarzenia są opisane bez upiększania, odpowiednio do sytuacji, pojawiają się też wulgaryzmy. Styl Szmidta nie składa się jednak tylko z tego. Autor potrafi stworzyć sceny mrożące krew w żyłach ale też dialogi pełne ciętych ripost. 

Nie wiem jak Szmidt chce wyplątać świat z epidemii zombie (może tego nie planuje), bo z każdym kolejnym rozdziałem jego żywe trupy są coraz gorsze. Przy nich te z "The Walking Dead" to potulne, niegroźne owieczki. A ostanie odkrycia w tym tomie?! Jeśli kiedyś czeka nas epidemia zombie to módlcie się by przypominały te amerykańskie, przy naszych ludzkość jest skazana na całkowitą zagładę.

Nie tylko słowo pisane.

Ciekawym urozmaiceniem jest zabieg połączenia książki z kartami komiksu. Koniec jedynki pożegnaliśmy z Mawetem, który utknął po drugiej stronie miasta, gdy zapomniano poinformować go o przenosinach sztabu. Autor nie opisywał jego (ponownego) przedzierania się przez cały Wrocław, pomiędzy rozdziałami znajdziemy narysowane panele pokazujące tą część opowieści.

W tym miejscu należałoby wspomnieć o samym wydaniu. Ilustracje są wydrukowane wyraźnie, z intensywną czernią. Litery nie są za duże ale nadal wygodne w czytaniu. Moją uwagę zwróciła czcionka użyta przy nagłówkach rozdziałów i numeracji stron. Pasuje do tej na okładce.

Tak jak w poprzedniej części na końcu tomu Szmidt zachęca do lektury opowiadania debiutanta, Piotra T. Dudka. Jego "Szkodniki" wpasowują się tematycznie, tam też uświadczymy zombie apokalipsę, ale w dużo luźniejszym, sarkastycznym klimacie. Zawitamy na wieś w czasie gdy wszyscy już przyzwyczaili się do nowej rzeczywistości, a życie toczy się dalej. Główny bohater, starszy rolnik, postrach całej wsi traktuje te mordercze u innych twórców monstra jak zwykłe szkodniki.

Jakby tego było mało, epilog zapowiada kolejną bombę zmieniającą układ sił we Wrocławiu. Ale na to pewnie jeszcze  trochę poczekamy, na razie trzeba zadowolić się krótkim tomem dodatkowym. 

"Szczury Wrocławia: Kraty" to pozycja pełna świetnie wykreowanych, różnorodnych postaci, które robią wszystko co tylko mogą aby przetrwać w okrutnej rzeczywistości. Polecam fanom zombie, horrorów i wszystkim ciekawym jak można połączyć klimat PRLu z taką tematyką.

sobota, 17 kwietnia 2021

"Durarara!!" Ryohgo Narita tom 1

TYTUŁ:  Drrr!!
TYTUŁ ORYGINALNY:  Durarara!!
AUTOR:  Ryohgo Narita
ILUSTRACJE:  Suzuhito Yasuda
CYKL:  Durarara!!
ILOŚĆ TOMÓW:  13
OCENIANY TOM:  1
LICZBA STRON:  270
WYDANIE ORYGINALNE: 2004   
WYDANIE POLSKIE:  2016 (Kotori)

TŁUMACZ:  Tomasz Molski

Ikebukuro - miejsce gdzie codzienność miesza się z niezwykłością.

Mikado Ryuugamine jest zwyczajnym nastolatkiem który przeprowadził się z rodzinnej wioski do Tokio by przełamać monotonie swojego nudnego życia. Już w pierwszych dniach na własne oczy widzi miejską legendę, tajemniczego cienistego motocyklistę. Ile jest prawdy w plotkach że nie ma głowy? Już wkrótce chłopak wciągnie się w ciąg zdarzeń powiązanych z pewnym morderstwem, tajnymi eksperymentami, obsesyjnie zakochanymi ludźmi, głową bez ciała i pewną nadprzyrodzoną istotą. A to dopiero wierzchołek góry lodowej!

Pewnie część z Was zna tą historię z któregoś źródła. Za mną seans (lata temu) anime i lektura mangi. Pozostało tylko poznać pierwowzór. Jak się więc prezentuje pierwszy tom książki?

Dla mnie ta seria cierpi na nadmiar wątków i postaci. W pierwszym tomie starano się ich przedstawić ale jak na razie większość zdążyła zyskać po jednej cesze. Przez to w tłumie gubi się trochę główna linia fabularna.

Ale o czym właściwie jest ta opowieść? Opisy tej serii zawsze brzmią jakby zebrano wszystkie możliwe pomysły na fabuły i zmiksowano je razem. Lata temu do Tokio trafił dullahan, według jednych legend zwiastunka śmierci, według innych walkiria prowadząca wojowników do zaświatów. Sama Celty nie pamięta czym dokładnie jest, po zgubieniu swojej głowy utraciła większość wspomnień. Trop zaprowadził ją do Ikebukuro i tam się urwał. 
Współcześnie, oddział Zakładów Farmaceutycznych Yagiri prowadzi tajne eksperymenty na porwanych ludziach wykorzystując do nich coś będące jak nie z tego świata. Wzbudzili tym zainteresowanie amerykańskiej korporacji, Nebuli. A w tle przewija się nowy kolorowy gang nie mający jednak swojej barwy. Tajemnicze Dolary po cichu rosną w siłę.

A może najlepiej określić książkę jako pokręconą, momentami patologiczną, komedię romantyczną? Bo to właśnie romanse napędzają (przynajmniej w tym tomie) akcję. Na czoło wysuwają się dwie pary - licealista kochający od dzieciństwa nadprzyrodzoną, śpiącą głowę i jego prześladowczyni. Druga to podziemny lekarz mieszkający z wspomnianym dullahanem. Kobieta nie chce odpowiedzieć na jego uczucia bojąc się różnic wynikających z nie bycia człowiekiem. 

Pierwszy tom bardziej szczegółowo przedstawia trójkę bohaterów istotnych dla dalszej fabuły. Mikado jest spragnionym wrażeń licealistą. Jednak nic nie jest w stanie zadowolić go na dłużej. Gdzie zaprowadzi go to ciągłe szukanie ekscytacji? Niestety przy barwnych postaciach z tła główny bohater wypada nijako. Celty jest jeźdźcem bez głowy. Kobieta obawia się swojego braku wspomnień, przez nie nie jest pewna sensu swojego istnienia. Zaskoczyła mnie zawarta w książce ilość jej rozważań o istocie człowieczeństwa i różnicach w jej kodeksie moralnym. Izaya to informator, manipulator i szara eminencja Ikebukuro. Nic nie dzieje się bez jego wiedzy a może i nawet bez przyzwolenia. 
Oprócz nich czytelnik dostaje jeszcze wielu innych większych i mniejszych dziwaków. Postacie zapadają w pamięć, każdy jest na swój sposób charakterystyczny co jest i plusem i minusem. Albo polubicie mieszankę jaką jest ta seria albo uznacie ją za całkowicie niestrawną.

Prolog trochę odrzucił mnie językowo, bałam się powtórki z "Zerowej Marii...". Jednak dalej książka jest pisana dość normalnie. Nie ma szczególnie dużo opisów jednak gdy są potrzebne to pojawiają się. Dialogi zawierają według mnie trochę za dużo kolokwializmów, przy niektórych postaciach to pasowało ale przy innych nieco raziło. Stałym elementem "Drrr!!" są rozmowy na internetowym czacie, by rozróżnić wpisy konkretnych postaci wykorzystano różne typy nawiasów. Na razie można ze spokojem kapnąć się kto co piszę, zobaczymy przy następnych tomach czy przy większej ilości rozmówców nadal będzie czytelnie.

Pierwszy tom jest trochę o wszystkim, trochę o niczym, niby przedstawia jakąś intrygę ale służy głównie do rozłożenia pionków na planszy. Czyjej i dlaczego musicie się już przekonać sami. 


Znacie Durararę? Wolicie light novel, anime czy mangę?