niedziela, 1 września 2019

"Tatuażysta z Auschwitz" Heather Morris

TYTUŁ:  Tatuażysta z Auschwitz
TYTUŁ ORYGINALNY:  The Tattooist of Auschwitz
AUTOR:  Heather Morris 

ILOŚĆ TOMÓW:  1
LICZBA STRON:  336
WYDANIE ORYGINALNE: 2018  
WYDANIE POLSKIE:  2018 (Marginesy)

TŁUMACZ:  Kaja Gucio

Harlequin w Obozie Koncentracyjnym

Lale wraz z tysiącami Żydów trafił w 1942 roku do Auschwitz. Jednak jego los znacząco różnił się od reszty pobratymców. Objął stanowisko Tätowierera - funkcję zapewniającą wiele przywilejów jednak mającą też swoją ciemną stronę - była w końcu pomocą oprawcom. Jednak mężczyzna chcąc przeżyć piekło pogodził się z tym. Utrzymał swoją pozycje i wytatuował przez lata tysiące numerów. W ten właśnie sposób poznaje Gitę, kolejny numer który tym razem stał się kimś więcej. 

"Tatuażysta z Auschwitz" w 2018 roku był na ustach wszystkich. Albo wychwalano tą książkę pod niebiosa albo obrzucano ją błotem. Po lekturze mam bardzo mieszane uczucia. Podczas czytania książka dosyć mi się podobała jednak gdy pierwsze emocje opadły coraz więcej elementów zaczęło mnie razić. 

Po pierwsze, książka jak na swoją tematykę jest bardzo lekka, przedstawia wszystko w przystępny dla czytelnika sposób. Jednak jako, że centralnie przed "Tatuażystą..." czytałam opowiadania Borowskiego opis tragedii w wykonaniu autorki nie zrobił na mnie zbytnio wrażenia. Niby dzięki temu można bez problemów chłonąć wątek obyczajowo-romantyczny jednak zmniejsza to wagę tragedii której świadkami  byli bohaterowie. 

No właśnie, bohaterowie. Największy problem mam z Lalem, bo książka przedstawia go jak... świętego? Jest uczynny, bezinteresowny, pomaga wszystkim, chroni, rozdaje jedzenie. I wszystko uchodzi mu na sucho, nawet gdy oprawcy odkrywają jego działania. Jak taka osoba utrzymała się na stanowisku tatuażysty tak długo? Nie był nie do zastąpienia, co pokazuje los jego poprzednika. To po prostu nie ma sensu. Jakby książka nie upierała się, że jest spowiedzią realnego człowieka nie przeszkadzało by mi to aż tak. Jednak w tej sytuacji ma się wrażenie, że jest za bardzo wybielony, albo autorka nie chciała pisać o nim nic złego, albo sam  zainteresowany nie opowiedział wszystkiego. Co sprawia, że powstanie tej książki całkowicie mija się z celem. Dodatkowo kilka razy pojawia się przemyślenie Lalego, że ma nadzieje, że w przyszłości nie uznają go za kolaboranta, bo chciał tylko przeżyć. Lub że zrobi wszystko by przeżyć. Ta myśl podczas czytania bardzo gryzie się z jego wspaniałym wizerunkiem. 

Jako książka historyczna "Tatuażysta..." wypada słabo, a jak w takim razie mu idzie jako romans? W tej kategorii prezentuje się znacznie lepiej. Jest uroczo, trochę ckliwie. Bohaterowie oczywiście natrafiają na przeszkody, a autorka odpowiednio rozłożyła napięcie. Książkę wręcz się pochłania kibicując zakochanym.

Jeśli planujesz przeczytać romantyczną opowieść to zapraszam do lektury. Jeśli jednak skusiły cię hasła reklamowe i spodziewasz się realizmu i historii opartej na faktach możesz się bardzo zawieść.


Dzisiaj trochę krótko, ale zaczynam umieszczać
 znowu coś innego niż tylko stosiki zakupowe xd
Czytaliście może "Tatuażystę..."? Po której stronie barykady jesteście?