niedziela, 17 czerwca 2018

"Zimna wojna"

TYTUŁ:   Zimna wojna
TYTUŁ ORGINAŁU: Zimna wojna
KRAJ:  Polska
REŻYSERIA, SCENARIUSZ:  Paweł Pawlikowski
CZAS TRWANIA:  1 godz 24 min
PREMIERA:  8 czerwca 2018 (10 maja- ŚWIAT)
OBSADA: Joanna Kulig, Tomasz Kot, 
Borys Szyc, Agata Kulesza

Już dawno film nie sprawił, że przy napisach końcowych całkowicie zaniemówiłam. Ciężko było wstać z fotela kinowego, próbowałam zebrać skołowane myśli. Idąc na seans niby wiedziałam, że film zebrał wiele nagród, podobno jest dobry. Ostatnio jednak rzadko który nagradzany film prawdziwie mnie zachwycił. "Zimna wojna" za to zwaliła mnie z nóg.

Już pierwsze sceny wskazują, że nic tu nie będzie typowe. Ludowa pieśń i twarze śpiewaków w przypadkowej wsi. Może i te twarze nie będą nam towarzyszyć przez resztę opowieści, ale ich muzyka już tak. 

Cały film to teatr dwojga ludzi i  ludowej muzyki. Pieśni te budują nastrój, opowiadają historię, sprawiają, że więcej słów nie jest już potrzebnych.  Śpiewacy wydobyli z tych utworów całe ich piękno. Całkowicie panują nad emocjami widza.

To piękna miłosna opowieść o romantycznym uczuciu. Romantycznym w pełnym tego słowa słownikowym znaczeniu - uczuciu całkowicie niemożliwym. Bohaterowie mijają się, a gdy w końcu udaje im się spotkać po chwili pierwsze szczęście mija. Pozostaje tylko gorycz.

Aktorzy zawładnęli sceną i sercami widza. Joanna Kulig w roli Zuli, potwierdza, że jest chyba najlepszą polską aktorką młodego pokolenia. Każdą swoją rolę gra całkowicie inaczej. W "Zimnej wojnie" przebiła samą siebie. Postać którą wykreowała intryguje, bawi, wzrusza.  I do tego ma cudowny głos. 
Kot jest Kotem, co tu dużo mówić.  On po prostu nie może, nie potrafi wypaść źle. 
Stał się cud. W tym filmie Szyc nie irytował i nie przeszkadzał!

Obraz przypomina stare filmy nie tylko przez to, że jest czarno-biały. Ujęcia są tak stylizowane, że równie dobrze mogłyby być kręcone w czasach o których opowiadają. Występy zespołu "Mazurek" są przeplatane z ujęciami pełnymi ciszy. Stwarza to niesamowity efekt.

Pawlikowski ciekawie nakreślił realia historyczne.  Zmiany repertuaru "Mazurka" odzwierciedlają zmiany w kraju i naciski okupantów. Najciekawsze jest jednak to, że reżyser nie przedstawił życia w Polsce jako najgorszego.  Zula podczas pobytu w Paryżu w jednej z rozmów sama stwierdza, że w Polsce miała lepiej. W końcu tam była sławna a we Francji stała się następną biedną artystką emigrantką.

Film podbił całkowicie moje serce. Powiedziałabym wręcz, że je zmiażdżył i wyrzucił na bruk. Pewnie efekt ten spotęgowało to, że zdecydowałam się oglądać go w starym, kameralnym kinie. Już to wprowadziło w klimat produkcji. 
Mam nadzieję, że będziecie przynajmniej w części też tak zachwyceni. A teraz marsz do kina!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz