środa, 6 marca 2019

"Green Book"

TYTUŁ:   Green Book
TYTUŁ ORYGINAŁU: Green Book
KRAJ:  USA
REŻYSERIA:  Peter Farrelly
CZAS TRWANIA:  2 godz 10 min
PREMIERA:  8 luty 2019 (11 września 2018- ŚWIAT)
OBSADA: Viggo Mortensen, Mahershala Ali

Co roku  z niecierpliwością czekam na wyniki Oskarów (choć nigdy nie udaje mi się obejrzeć wszystkich nominowanych filmów, głównie przez opóźnioną premierę w polskich kinach) Niestety prawie nigdy nie wygrywają moi faworyci. Czy tym razem było inaczej? W tym roku główną nagrodę zgarnął film o niepozornym tytule i opisie fabuły. Czy wielkie zachwyty były nad wyrost czy mamy do czynienia z prawdziwym arcydziełem?  

Tony Wara (prawdziwe nazwisko nie do wymówienia) jest cwaniaczkiem mającym jednak nie najlepszą sytuację finansową i tymczasowo stracił pracę. Propozycja zostania kierowcą dla znanego pianisty na jego trasie koncertowej jest dla niego darem z nieba. Przynajmniej dopóki nie dowiaduje się, że jego nowy pracodawca jest czarny, a występy dodatkowo mają odbyć się na południu kraju przesiąkniętym rasizmem. Oto historia podróży która zmieniła uprzedzenia w prawdziwą przyjaźń i połączyła dwa kompletnie różne światy.

Naprawdę nie spodziewałam się że ten film wywrze na mnie aż tak wielkie wrażenie. Choć z opisu akcja nie porywa, podczas oglądania idealnie trzyma w napięciu.  Podczas seansu zapomniałam o całym świecie zewnętrznym i dałam się pochłonąć tej niezwykłej w swojej zwyczajności historii. W końcu ile już było opowieści o rasizmie? Ale jeszcze żadnego w takim genialnym wykonaniu!

Twórcy znaleźli złoty środek między dramatem a niewymuszonym humorem. Często podczas seansu cała sala śmiała się na całe gardło, za to przy poważnych momentach było cicho jak makiem zasiał. Naprawdę rzadko się zdarza by reakcje ludzi były tak podobne. Dzięki temu nie drażnił mnie tłum ludzi na około. Ba, wręcz zapomniałam na te dwie godziny o ich istnieniu.

Zawsze w filmach przeszkadzają mi moralizatorskie gadki. I nareszcie udało mi się trafić na taki w którym zostały ujęte we właściwy sposób. Nie za pomocą słów, ale w kontraście postawy bohaterów. Twórcy w końcu nie traktują widza jak idioty i karzą samemu dojrzeć pewne sprawy. Zmuszają do myślenia a nie walą ideami po twarzy. A jest kilka scen które wywierają ogromne wrażenie, wstrząsają ludzką bezdusznością.


„Nie jestem dostatecznie czarny, nie jestem dostatecznie biały, nie jestem dostatecznie mężczyzną, więc kim ja jestem?!” 

Film nie był by taki świetny gdyby nie genialne aktorstwo. Viggo dopracował swoją postać do takiej perfekcji że dopiero po seansie uświadomiłam sobie ze to przecież aktor wcielający się w Aragorna!  Jego gra nie przypominała żadnej z jego wcześniejszych ról, stworzył do tego obrazu nową gestykulację, mimikę, sposób wyrażania się. Efekt jest niesamowity. Jego Tony właściwie tworzy film i kradnie większość scen. 
Naprawdę nie rozumiem czemu nie otrzymał Oskara za tą rolę. Szczególnie ze Rami Malek w "Bohemian Rhapsody" był beznadziejny i grał samymi sztucznymi zębami...

A kim właściwie jest Tony? To prosty mężczyzna, bez wykształcenia (sceny nauki pisania listów miłosnych do żony wywołują niemały uśmiech na twarzy), ale bardzo zaradny w życiu. Sam twierdzi że jest mistrzem krętactwa jednak na swój pokręcony sposób jest uczciwy. Narwany, często działa a dopiero potem myśli. Początek filmu pokazuje go jako niemałego rasistę, podróż z muzykiem zdecydowanie wstrząśnie jego światopoglądem. 

"Przemocą się nie wygra. Najważniejsze to zachować godność"


Nie myślcie że tylko Viggo wyróżniał się w filmie. Ali dotrzymywał mu kroku swoją postacią czarnego artysty w świecie białych. Praktycznie bez słów (i z mniejszym czasem antenowym) pokazał człowieka samotnego i zagubionego, nie mającego swojego miejsca w świecie. Shirley czuje że nigdzie nie pasuje, w każdym towarzystwie jest wyrzutkiem. Próbuje drobnymi czynami zmienić świat jednak zawsze natrafia na nieprzebyty mur. Jedna z końcowych scen gdy w końcu  może cieszyć się swoją chwilą szczęścia bardzo chwyta za serce.

„Czasem geniusz to za mało. Potrzeba odwagi, by zmieniać ludzkie serca

Jak to w filmie o pianiście nie mogło zabraknąć wspaniałej ścieżki dźwiękowej! A jest czego słuchać. Tu znowu wykorzystano kontrast między bohaterami. Tony (oraz my podczas scen w samochodzie) słucha "czarnej" muzyki, utworów które każdy stereotypowy afroamerykanin powinien znać. Shirley, który kompletnie odciął się od "swoich ludzi" skłania się ku bardziej klasycznym dźwiękom. Jego największym marzeniem jest móc grać Chopina, jednak kolor skóry przeszkadza mu w jego realizacji. Towarzyszymy też oczywiście bohaterom podczas koncertów artysty. I jeszcze jeden wielki plus dla Mahershala - sceny gry na pianinie wypadają bardzo naturalnie. Nie znalazłam nigdzie informacji czy któryś z utworów grał własnoręcznie, ale nie zdziwiłabym się gdyby tak było. 

"Green Book" potrafi rozśmieszyć do łez ale też chwycić za serce. Porusza też wiele trudnych tematów nie robiąc tego nachalnie. Chciało by się powiedzieć że to film idealny.  Ale nawet gdyby się znalazło w nim wady, zatoną one w morzu pełnych emocji scen. 



Śledzicie wyniki Oskarów?
Wiem że dawno mnie nie było, 
postaram się coś jeszcze napisać w najbliższym czasie 
jednak zbliżające się coraz bardziej matury 
skutecznie mi w tym przeszkadzają :(

2 komentarze:

  1. Czytałam już recenzje tego filmu, ale dopiero Twoja uzmysłowiła mi, że ten film może być trochę podobny do "Nietykalnych", a ich uwielbiam! Także muszę koniecznie "Green Book" nadrobić, ale przypuszczam, że raczej w warunkach bardziej domowych niż kinie ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, idealne porównanie! :D Tak, filmy mają dużo wspólnego, i klimat i tempo i rozwój przyjaźni bohaterów kompletnie różniących się od siebie. Skoro uwielbiasz "Nietykalnych" na pewno przypadnie ci do gustu :)

      Usuń