*
"Beztroski kemping #9" - Kontynuujemy kemping w Izu. Pierwszy wieczór przebiega w atmosferze szaleństw kulinarnych. Aż chce się coś ugotować. Mam wrażenie, że autor coraz dokładniej opisuje procesy tworzenia posiłków i powoli z mangi poradnikowo-podróżniczej przekształca się w książkę kulinarną.
Podczas wycieczki zwiedzamy z dziewczynami kolejne geotopy, ilustracje niesamowicie dobrze odzwierciedlają rzeczywiste miejsca i oddają ich piękno, wspinamy się też oglądać zachody słońca i trafiamy do parku z kapibarami w gorących źródłach! Rozumiem zachwyt Akari nad tymi gryzoniami, nawet na rysunku były niezwykle urocze^^
Jak mowa o Akari, uwielbiam jej przekomarzanki z Aoi. Starsza z dziewczyn nieźle wkręca siostrzyczkę. Relacja rodzeństwa jest tu fajnie pokazana, te drobne, nieszkodliwe złośliwości pokazują jak są do siebie przywiązane.
Grupka odwiedza państwo Ida, zaprzyjaźnione małżeństwo które uratowało dziewczyny od zamarznięcia kilka tomów temu. Kempingi łączą pomimo różnic wieku, czy to dorośli czy nastolatki.
Prawie zapomniałabym o głównym punkcie tomiku a mianowicie o niespodziance urodzinowej. Niestety jak dla mnie ta scena wypadła trochę nijako, może przez to, że ten "Kemping..." był pełen bardziej uroczych momentów.
Tom kończy się wieczorną rozmową Rin z Nadeshiko po powrocie. Brzmi ona trochę jak kończąca serię i jeśli byłby to ostatni tom to byłabym całkowicie usatysfakcjonowana. Ale skoro jak wiemy nie jest, z największą przyjemnością idę czytać 10.
*
"Dar trzech króli" - historia o miłości dziewczyny patrzącej w gwiazdy i chłopaka z głową blisko ziemi, która za szybko się skończyła. Teraz, po 5 latach od jej śmierci Daichi wyrusza w wyprawę mającą przywołać ich zacierające się w jego pamięci wspólne wspomnienia. Nie wie, że będąca w niebie Akari zrobi wszystko by w końcu o niej zapomniał i żył dalej.
"Dar..." to bardzo smutna i wzruszająca opowieść o stracie z którą trudno się pogodzić, gdy przysięga "na zawsze" staje się przekleństwem a nie błogosławieństwem. Obserwując wspomnienia bohaterów nagromadzone na przestrzeni całego ich życia, od dzieciństwa po studia, czytelnik coraz bardziej odczuwa rozpacz pary i siłę ich uczucia. Dla dobra drugiej osoby są gotowi ranić samych siebie. Jednak może ta wędrówka stanie się dla nich katharsis i pozwoli uwolnić się od żalów.
By zrównoważyć ciężar historii manga zawiera też trochę humoru. Dodatkowo koncepcja zaświatów zaprezentowana przez autora jest bardzo interesująca. Według niej wartość duszy wzrasta w zależności ile o zmarłym mówi się po jego śmierci. Od tego zależy czy spędzisz wieczność w luksusach czy harując za grosze.
Ta opowieść jest piękna treściowo i wizualnie. Mnie ujęły w szczególności kadry nocnego nieba, choć narysowane dość prosto, zachwycają i każą na dłużej zatrzymać się na stronie.
* "Silver spoon #15" - nieprzeczytany, czeka na kupienie 8 tomu w wersji e-mangowej... no dobra, przyznam się, nie mogłam się powstrzymać, przejrzałam, narobiłam sobie spoilerów (choc to na szczęście taka seria, że nie będzie to aż tak bardzo razić) i mogę powiedzieć, że trzyma poziom. W lekkiej atmosferze żegnamy bohaterów, choć wybrali różne ścieżki wspólne lata połączyły ich w trwałą przyjaźń. Historia zamyka się ładną klamrą, Hachiken zaczął opowieść gubiąc się na zadupiu i kończy w taki sam sposób będąc jednak na zupełnie innym etapie życiowym, przeszedł bardzo długą drogę, rozwinął się pozostając przy tym tym nieporadnym, uczynnym, zabawnym i lubianym przez czytelnika sobą.
*
"Wicehrabia Valmont" - Dobrze wspominam wersję filmową z 1988 więc byłam bardzo ciekawa jak autorka przerobi historię na mangową modłę.
Wicehrabia Valmont i markiza de Marteuil traktują miłość jak grę. Ich dewizą jest kochać, zdobywać i porzucać. Najnowszym celem zostaje cnotliwa mężatka, prezydentowa De Tourvel i młodziutka Cecile, zaręczona z wrogiem markizy. Który z dawnych kochanków pierwszy odniesie zwycięstwo? A może na ich drodze staną inne uczucia?
"Niebezpieczne związki" na pewno nie można zakwalifikować jako romantyczną historię. Fabuła pełna jest niezdrowych relacji, nieczystych zagrywek i manipulacji. Bardziej przypomina to wojnę niż miłość. Często działania bohaterów wręcz odrzucają, jednak całość fascynuje i nie pozwala się oderwać. Choć założenia fabularne kręcą się wokół cielesności, w mandze prawie nie znajdziecie scen czysto erotycznych. Same jednak wymiany listów, ukradkowe spojrzenia i dotknięcia dłoni sprawiają, że napięcie wisi w powietrzu przez cały tom. To samo uwielbiam u Jane Austen, a o czym współczesne romanse często zapominają - nie potrzeba pakować bohaterów od razu do łóżka by przedstawić przyciąganie między nimi.
Niestety mam wrażenie, że całość jest mocno przyspieszona, w końcu mangowa adaptacja zwiera tylko dwa tomy. Na szczęście jest to umiejętnie rozwiązane, nie ma nagłych przeskoków sprawiających że fabuła nie jest ciągła, po prostu niektóre fragmenty można by rozwinąć by pogłębić psychologię bohaterów.
Akcja dzieje się w XVIII wieku i dialogi są stylizowane na dawne czasy. Tłumacze też nie użyli współczesnych określeń które wytrąciłyby czytelnika z klimatu opowieści. We wczuciu się w nastrój dawnej Francji pomaga również warstwa graficzna, ubiór bohaterów i fryzury. Nie jestem historykiem więc nie mogę określić na ile są realistycznie odwzorowane, ale dla laika bardzo pasowały.
* "Miejsce dla kochanków" Maya i Kazuhiko są kuzynostwem mieszkającym po sąsiedzku. Ich rodziny są skłócone, nie przeszkadza im to jednak w byciu parą. Problemy w ich związku zaczynają się jednak gdy matka dziewczyny trafia do szpitala a ta by zarobić na jej leczenie przyjmuje propozycje pracy w modelingu. Chłopak nie pochwala decyzji ukochanej a rozłam między nimi coraz bardziej się powiększa.
Lubię od czasu do czasu przeczytać stare shoujo, są zazwyczaj bardzo specyficzne ale mają swój urok. "Miejsce.." okazało się wyjątkowo nowoczesne. Głównie za sprawą bohaterki która jest lepsza niż w większości współczesnych serii. Gdy trzeba bierze sprawy we własne ręce, potrafi być samodzielna, nie boi się wyrażać własnego zdania, za sprawą nowej pracy rozwija się i zyskuje pewność siebie. Co prawda jej końcowa decyzja lekko zawodzi, ale po zastanowieniu stwierdzam, że pasuje do jej charakteru, do ostatniej strony postępuje inaczej niż oczekują od niej ludzie, w zgodzie ze sobą.
Tom zawiera również oneshoty, ale one nie zachwycają. Przed ponownym czytaniem ani trochę nie pamiętałam o czym były.
Pierwsza historia jest bardzo typowa, dziewczyna powtarza klasę i poznaje chłopaka nieśmiałego w kontaktach z płcią przeciwną. Czy to jest przyjaźń czy już kochanie z obowiązkową toną nieporozumień spowalniającą ich zejście się. Druga się wyróżnia ale w negatywny sposób. Przyrodnie rodzeństwo poznaje się dopiero w wieku nastoletnim i trudno im nagle zacząć się traktować jak brat i siostra czyli przykład niezrozumiałego zamiłowania Japończyków w mangach do tematów okołokazirodczych.
Kreska jest przykładem starego shoujo. Słodka, z gwiazdami i kwiatkami (choć w zdecydowanie mniejszej ilości niż np Róży Wersalu), sporymi oczami. Tła pojawiają się sporadycznie, skupia się głównie na emocjach postaci.
*
"Legion - Wiele żywotów Stephena Leedsa" - Trzy nowele o geniuszu którego umiejętności przybierają postać towarzyszących mu wyobrażonych ludzi. Pięćdziesiąt aspektów - każdy z odmiennym charakterem, wyglądem, wierzeniami, własnym skrawkiem szaleństwa - pomaga mu rozwiązywać sprawy kryminalne. Jednak nie jest to opowieść o jego karierze a upadku.
Jest to lekkie sf, bohater rozwiązuje sprawy często związane z niesamowitymi technologiami, jak aparat robiący zdjęcia przeszłości, kradzież zwłok naukowca traktującego komórki w ciele jak dysk zapasowy z danymi badań czy teleportującego się kota (ech, chciałabym poznać całą jego historię)
Końcówka drugiego opowiadania była wspaniała, bohater genialnie rozwiązał problem czyhającej na niego płatnej zabójczyni. Nieźle się uśmiałam.
Mam wrażenie że trochę nie wykorzystano potencjału aspektów, wiem że ponad czterdzieści postaci na 300 stronach nie da się rozwinąć więc wielu nawet nie przedstawiono. Szkoda, poczytałabym więcej historii Stephena.
Mam trochę nadzieję, że autor jeszcze powróci do uniwersum. Ta książka opowiada o schyłku Legiona, a jego wcześniejsze przygody mogłyby zawierać materiał na nawet kilka książek.
* "Stalowe serce" - superbohaterowie nie pokonali złoczyńców, stali się wręcz gorszymi od nich tyranami. 12 lat po pojawieniu się Epików chłopak, który jako jedyny żywy widział krwawiące Stalowe Serce stara się dołączyć do Mścicieli, ostatniej organizacji podejmującej walkę. Namawia ich na szalony plan podniesienia ręki na kogoś uznawanego za niezwyciężonego.
Książka jest bardzo filmowa, od tempa po fabułę wzorowaną na heist movie. Podczas opisów scen akcji w niektórych momentach przed oczami stawały mi wręcz wyobrażone kadry z ekranizacji. Można by przełożyć ją na język filmowy praktycznie 1:1, aż dziwne, że nikt się jeszcze tego nie podjął.
Ekipa jest w sumie zestawieniem standardowych cech charakterów, grupowy śmieszek, poważna ale docinająca mu kobieta od techniki, tajemniczy przywódca, kłócąca się z głównym bohaterem dziewczyna w której ten się zakochuje. Ale nie zmienia to faktu, że i tak czytelnik pała do nich sympatią. Kimś bardziej nietypowym jest narrator książki. Uwielbiam Davida, z jego nieobyciem społecznym prowadzącym do dziwnych metafor i nerdowskim byciem chodzącą epikową encyklopedią. Kibicowałam mu gdy zaczynał w końcu interesować się czymś poza zemstą.
Jak zawsze u Sandersona kreacja świata nie zawodzi. Na razie co prawda nie dostajemy za wiele informacji, o genezie epików nie wspominając, jednak już teraz zaprezentował bardzo bogate uniwersum. Przez wspominane mimochodem informacje o innych uzdolnionych czy losach pozostałych miast czytelnik może wytworzyć w głowie wizje Ziemi po Calamity. I choć jest to wizja ponura, bardzo intryguje.
---------------------mały bonus związany z moją inną niż czytelnicza pasją. Od kilku lat mam świra na punkcie puzzli, na ścianach w całym domu wiszą takie ułożone "obrazy"-----------------------
* Grafika
La Carte d'Ebstorf - Mappemonde du XIIe Siecle, Ebstorfer Weltkarte, 12. Jahrhundert - puzzli tej firmy, choć mają cudowne wzory, w tym często mniej oklepane obrazy, nie jestem w stanie z czystym sumieniem polecić. Są źle przycięte, przy mapie była wręcz linia przez całość z błędem fabrycznym, przy której musiałam wciskać puzzle na siłę, mankament utrudniający układanie i psujący zabawę. Ale jedno trzeba im przyznać - na pudełku pokazują cały obrazek, a nie zakrywają część logiem, co u innych notorycznie się zdarza.
Co do samego wzoru - mapa jest idealnym przykładem sztuki średniowiecznej z całym jej zwariowaniem i dziwnością. Dopiero przy układaniu odkryłam ilość szczegółów, jest pod tym względem niesamowita.
Hermann von Kaulbach: Stilleben mit alten Buechern Krug und Weinglas, 1865 - już pierwsze otwarcie pudełka było lekko zniechęcające. Masa elementów nie rozciętych, ręcznie musiałam je rozerwać, było blisko uszkodzenia puzzli. Kolory nadruku nie są takie jak na obrazku, bardzo trudno dopatrzyć się różnic odcieni brązu i czerni. Często miałam też wątpliwości czy coś pasuje, bo puzzle nie przylegają szczelnie do siebie. I są powtarzalne, udało mi się znaleźć 3 dokładnie takie same tylko z delikatnie inną barwą! Ale żeby nie było, że tylko krytykuję - sam obraz jest bardzo trudny do ułożenia, stanowił świetne wyzwanie.
*Eurographics
Marc Chagall: The Triumph of Music - Kupiłam je przez to, że były jedynymi dostępnymi w sklepie z kolekcji smart cut technology - puzzle nie mają klasycznych kształtów tylko są powyginane, jedne mniejsze, drugie większe, nie układają się w rzędy i kolumny tylko tworzą nierówną mozaikę. Na pewno do tego typów puzzli jeszcze wrócę, układało się je bardzo ciekawie i zabawnie. Nigdy nie mogłam być pewna czy w danym miejscu ma się znaleźć jeden puzzel czy np 3, przez co nieźle się naszukałam odpowiednich. Jedynym minusem było to, że nie jestem fanką Chagalla, puzzle wyjątkowo nie trafiły na ścianę.
*Artpiece Puzzle
Mike Wilks: The Destruction of Pile - Jak na razie ta firma została moją ulubioną. Bardzo dobrze wykonane i przycięte elementy, nie za duży karton i jeszcze drobna rzecz a cieszy - ładny, jasnobrązowy tył puzzli. Od razu przyjemniej się przeszukiwało karton.
Miasto po ułożeniu wygląda fenomenalnie, a lekko panoramiczny format to podkreśla. Rysunek ma niesamowitą ilość szczegółów a architektura choć powyginana i zwariowana, klei się perspektywicznie. Myślałam, że puzzle będą bardzo łatwe przez ilość elementów na obrazku ale zaskakująco nie dało się ekspresowo wyszukać odpowiednich miejsc.
Wiem, że to bardzo stare stosiki, zastanawiałam
się czy nie przeskoczyć do aktualnych, ale nie chcę
zostawić tych tomów zbieranych serii bez opinii.
Teksty dostępne też na instagramie:
https://www.instagram.com/bazgroly_o_kulturze/