niedziela, 12 października 2025

"Bliźniaczka" i „Jakiej śmierci najbardziej się boisz” Natasha Preston

TYTUŁ:  Bliźniaczka
TYTUŁ ORYGINALNY:  The Twin
AUTOR:  Natasha Preston
ILOŚĆ TOMÓW:  1
LICZBA STRON:  432
WYDANIE ORYGINALNE: 2020
WYDANIE POLSKIE:  2020 (Feeria)

TŁUMACZ:  Karolina Pawlik

Moje drugie podejście do Natashy Preston - nadal średnio udane. Choć rozumiem trochę tytuł "Królowej thrillerów YA" bo pomysły ma naprawdę fajne - gorzej z wykonaniem. 

Bliźniaczki jednojajowe Ivy i Iris mieszkały osobno od rozwodu rodziców. Po nagłej śmierci matki Iris powraca do życia siostry. Kontakt dziewczyn od początku pełen napięcia z czasem tylko się pogarsza. Ivy zauważa niepokojące sygnały jakby bliźniaczka próbowała sabotować jej życie. 

Sam koncept był bardzo ciekawy, niestety w wykonaniu coś poszło nie tak. Już przy poprzedniej książce autorki ("Uwięzione") miałam ten sam problem - jak na thriller brakowało mi napięcia. Całość rozgrywa się z jednej strony za wolno, przez połowę książki koszmarnie się nudziłam, z drugiej,  Ivy za szybko nabiera podejrzeń. "Bliźniaczkę" źle się czyta przez to, że dziewczyna jest okropną narratorką - strasznie mnie irytowała. Może specjalnie, by uwiarygodnić fabułę gdy wszyscy się od niej odwracają. Jeśli tak - pochwały dla autorki. W pewien sposób osiągnęła cel - ja też najchętniej urwałabym kontakt z Ivy,  Nie znając kontekstu fabuły dziewczyna zachowuje się irracjonalnie, wyolbrzymia zachowanie siostry, jej reakcje nie są odpowiednie do wagi wydarzeń. W teorii Ivy powinna być lubianą bohaterką - próbująca od razu rozwiązywać problemy, pracowita. W praktyce była bardzo męcząca. Do tego trudno mi było uwierzyć w Iris - geniusza zbrodni. 

Styl pisania autorki też mnie nie przekonuje. Proste zdania zamiast ułatwiać czytanie sprawiały, że kompletnie nie czułam klimatu.

Nie mogłam wciągnąć się w akcje, nie polubiłam żadnej postaci, przez co finał wywołał mało emocji. Choć patrząc obiektywnie - zakończenie jest piekielnie dobre. Powiedziałabym wręcz, że idealne dla takiej historii, jednak wymaga więzi emocjonalnej czytelnika z bohaterką by odczuć jego siłę. 


TYTUŁ:  Jakiej śmierci najbardziej się boisz
TYTUŁ ORYGINALNY:  The Fear
AUTOR:  Natasha Preston
ILOŚĆ TOMÓW:  1
LICZBA STRON:  382
WYDANIE ORYGINALNE: 2022
WYDANIE POLSKIE:  2022 (Feeria)

TŁUMACZ:  Maria Kabat

Książka miała być moją ostatnią szansą dla autorki. Tym razem udało mi się trafić na bardziej wciągający tytuł ale i tak sporo elementów irytowało. Możliwe drobne (a może i większe) spoilery

Mem z pytaniem o najstraszniejszą śmierć, choć trochę makabryczny, nie wydawał się niczym niezwykłym. W końcu w internecie pojawiają się różne dziwne mody. Cała szkoła Izzy momentalnie podchwyciła temat i dziewczyna szybko stała się jedną z niewielu osób które nie udostępniły publicznie swojego lęku. Gdy znajduje ciała nastolatków, którzy zginęli w podany przed siebie sposób, spokojną okolicę ogarnia Lęk. 

Postacie są mniej irytujące niż w "Bliźniaczce", choć i tak podczas czytania długo nie wiedziałam czy lubię Izzy, to osoba dopasowująca się do otoczenia, podczas książki dopiero uczy się wyrażać stanowczo swoje zdanie. Do tego jest typową szarą myszką podkochującą się w popularnym facecie (za to bardzo podobał mi się fragment w którym stwierdziła, że im więcej spędza z nim czasu tym szybciej mija jej zauroczenie).  
Na plus dla postaci, Izzy jest rozsądna, ma bardzo racjonalne obawy co do całej sytuacji. Nie rozumiem za to podejścia wszystkich innych lekceważących niebezpieczeństwo (Kuzynka! - Chwilę wcześniej rozmawiały o tym, że ma nigdzie nie chodzić sama i co robi?! Nagroda mistrza kryminałów dla osób które zgadną). Niestety im dalej gna fabuła, Izzy również zaczyna zachowywać się absurdalnie - sztandarowy przykład - samotna wyprawa z kolegą z klasy (którego również podejrzewała!) do mieszkania potencjalnego mordercy! Rozumiem jeszcze finał gdzie jej działania były reakcją na szok, ale autorce trochę zabrakło równowagi między strachem dziewczyny i wiarygodnością jej charakteru a potrzebą by posunąć akcję do przodu. 

Finalna konfrontacja bardzo mi się nie podobała. Wydawała się słabo przemyślana, miałam wrażenie, że odbywa się na siłę by zrobić efektowny finał. Do tego po rozdziałach mordercy w których opowiadał jak bardzo ma wszystko przemyślane, ostatnie działania były strasznie losowe i niepotrzebne.

Sama fabuła, nie licząc frustrującego finału, wciągnęła mnie. Warstwa thrillerowa lepiej dawkuje napięcie niż w poprzednich książkach Preston. Wątek kryminalny niby jest oczywisty, a jednak nie do końca. Dałam się złapać na oczywiste pułapki. Może po prostu doszukiwałam się większej intrygi?  [TYM RAZEM OGROMNY SPOILER miałam nadzieję na mniej oklepane rozwiązanie - byłam przekonana, że to Justin będzie mordercą skoro co chwila autorka pisała jak Axel jest podejrzany i jak odludki są seryjnymi mordercami. Uczynienie sprawcy tym najbardziej podejrzanym jest niby trochę oryginalne - ale czy dające frajdę i satysfakcję? Niekoniecznie.]

Na pewno "Jakiej śmierci najbardziej się boisz" było lepszą rozrywką niż "Bliźniaczka". Nadal jednak nie zostałam fanką autorki i raczej nie sięgnę po kolejną książkę - chyba, że znowu złapię się na opis zapowiadający więcej niż dostanę. 


Czytaliście książki Natashy Preston? 
Sięgacie po thrillery młodzieżowe? 

niedziela, 28 stycznia 2024

"Ultraviolet" sezon 2

TYTUŁ:   Ultraviolet 2.0
KRAJ:  Polska
TWÓRCA:  Wendy West
REŻYSER:  Bartosz Prokopowicz, Łukasz Kośmicki
           Anna Jadowska
DATA EMISJI:  2 października 2019 - 18 grudnia 2019
CZAS TRWANIA: 12 x 45 min 
OBSADA: Nieradkiewicz, Stramowski, Chapko, Czerwińska, Viet Ahn Do, Żurawski

Ciąg dalszy przygód detektywów-amatorów. Czyli dobra rozrywka, z odrealnionym scenariuszem śledztw.

Michał (Fabiański) wychodzi ze szpitala z ostrzeżeniem lekarza o możliwych skutkach najbliższych urazów. Policjant jednak przykłada do tego niebezpieczeństwa małą wagę i momentalnie wraca do czynnej służby. A tam szybko natrafia na kolejne morderstwo z Olą (Nieradkiwicz) w roli głównej. Rodzina Serafin dostaje w testamencie starą kamienicę oraz poznają krewnego mieszkającego w Ameryce. Nowa znajomość szybko się kończy gdy nazajutrz odnajdują jego powieszone zwłoki.

Będzie to spoiler, ale trudno napisać cokolwiek o tym sezonie bez informacji o przetasowaniach wśród głównych bohaterów. Michał schodzi  na dalszy plan a stery przejmuje Kuba (Stramowski), który wychodzi z więzienia po oczyszczeniu z zarzutów o korupcje. Trudno powstrzymać się od porównywania męskich bohaterów, oboje mają dosyć podobne role jako łącznicy Ultravioletu z policją i partnerzy Oli. Kuba ma jednak mniejsze zaufanie do przepisów przez przejście przez fałszywe oskarżenia. Dużo chętniej korzysta z usług Fioletowych i dzieli się informacjami. Jego burzliwa przeszłość dostarcza materiał na dwa ciekawe odcinki. Choć brakowało mi trochę przekomarzanek Oli z Michałem, z Kubą też są duetem który szybko wzbudza sympatię widza. 
Niestety, mam wrażenie, że twórcy sami nie wiedzieli czy brnąć w wątek romantyczny czy nie. Myślę, że dużo lepiej byłoby zachować ich relację na stopie kumpelskiej (szczególnie, że dla mnie większość działań Oli w tym zakresie było wynikiem samotności i trochę przeniesienia jej uczuć do Michała) i zlikwidowanie wątku zazdrości dziewczyny policjanta. Bardzo nie podobało mi się oklepane zakończenie ich historii. 

Zaskakująco dla samej siebie stwierdzam, że warto było zabić głównego bohatera, szkoda tylko, że w taki bezsensowny sposób. Ola po przeżyciu straty ogarnęła się i przestała być tak wkurzająca. Przynajmniej na chwilę, niestety w 8 odcinku ponownie zachowuje się okropnie lekkomyślnie i głupio, wszędzie się pchając pomimo oczywistego niebezpieczeństwa. Muszę pochwalić twórców za odcinek "łączący". Nie był przedramatyzowany, elementy pożegnania bohatera były wplecione w sprawę a zakończenie ze wspierającym girl power było bardzo sympatyczne. Zakopanie topora wojennego przez Olę i Beatę pozwoliło na rozwój tej drugiej w dalszej części serialu i budowanie powoli między nimi przyjaźni (choć obie za nic w świecie nie przyznają się do sympatii)

W ogóle ten sezon dużo lepiej rozwija ekipę i Fioletowych i policji. Praktycznie każdy dostał swój odcinek w którym albo sprawa kryminalna jest w jakiś sposób powiązana z bohaterem albo pozwolono mu się wykazać. Jak poprzednio moim ulubieńcem pozostaje mały geniusz Piast, który niestety dostał najmniej indywidualnych wątków  (ale przynajmniej zabójstwo w Krakowie pozwoliło mu na więcej czasu ekranowego oraz poznaliśmy jego kumpla przy sprawie rycerzy).

Przez to, że każdy z bohaterów obraca się w innym środowisku śledztwa dotyczą różnorodnych tematów. Przez świat artystyczny, medyczny, deweloperskę, po kiboli. Jednym z moich faworytów był odcinek z morderstwem na zjeździe youtuberów - obecnie nawet bardziej aktualny niż w 2019 roku. Rozczarowaniem był za to odcinek o kibolach, nawet nie ze względu na intrygę, a irytację na zachowanie bohaterów. Ola gadająca przez telefon przed drzwiami podejrzanych o policjancie działającym pod przykrywką przekroczyła wszystkie granice. 

Co do samego sposobu prowadzenia spraw, jak poprzednio pisałam, że da się uwierzyć w ich możliwości, tak w drugim sezonie twórcy trochę za bardzo puścili wodze fantazji. Ultrafioletowi są za sprawni w działaniu, wszystko przychodziło za łatwo. Brakowało mi jakiegoś odcinka w którym by się pomylili. Zdecydowanie za dużo było włamań bez konsekwencji, Ola nie myśląca o rękawiczkach przy badaniu potencjalnych śladów kompletnie mnie rozwaliła. Kobieta nie nadaje się też do prowadzenia przesłuchań, nie wiem jak zdobywała jakiekolwiek informacje waląc zawsze prosto z mostu. Bliźniaczki są w tej kwestii bardziej wyrafinowane, wolałam gdy to one zajmowały się tą częścią śledztw. I najbardziej nielogiczny wątek - policja miała problem z współpracą z fioletowymi a nagle o tym zapomniano i bezkarnie wpychali się na miejsce zbrodni.

Szkoda, że najwięcej czasu poświęcono najgorszej sprawie która dodatkowo jeszcze uwypukla wszystkie wady głównej bohaterki. Morderstwo brata Oli i wendeta przeciw bratowej kompletnie mnie nie interesowały przez zapatrzenie kobiety w tylko jedną możliwość. Ola irytowała krzykliwością, zadufaniem że ma zawsze rację, impulsywnym działaniem bez chwili przemyślenia. Bohaterce zdecydowanie brak wyczucia, finezji i jakiejkolwiek subtelności w działaniach. Serio, mówienie swojej nemezis że wszystko się wie nie wydaje się najmądrzejszym planem. Zakończenie nie poprawiło mojej opinii i niestety jest, cóż słabe jak na koniec serialu. Nie kończy wątków i kompletnie nie pasuje mi do samej Oli i jej zamiłowania do sprawiedliwości, wypada na hipokrytkę. 

Pod względem technicznym nadal jest dobrze. Muzycznie są to te same utwory co w pierwszym sezonie ale pasują do scen, a czołówka dobrze rozpoczyna odcinki.  Dialogi wypadają naturalnie, chociaż niewyszukane, aktorzy wypowiadają je swobodne i naturalne - i w większości słyszalnie (choć zdarzało się, że musiałam włączyć polskie napisy). Jeśli chodzi o filmowanie - w ujęciach lokacji trochę za często wykorzystywano dokładnie te same kadry. Nocne ujęcia zasługują na pochwałę - dobrze oświetlono bohaterów, są zawsze widoczni. 

Szkoda, że 3 sezon nie powstał i nie naprawił słabej końcówki. Ten serial ma coś takiego w sobie, że pomimo czasami głupich rozwiązań oglądałam go z czystą przyjemnością. Zakończenia odcinków powodowały chęć obejrzenia kolejnego. Ma swoje wady, nawet sporo, ale dostarcza frajdy i emocji, a to najważniejsze. 


Wolicie kryminały z jedną sprawą na sezon czy epizodyczne?

czwartek, 2 listopada 2023

"Mr Darcy. Randka w ciemno z milionerem" Monika Magoska-Suchar

TYTUŁ:  Mr Darcy. Randka w ciemno z milionerem
AUTOR:  Monika Magoska-Suchar
ILOŚĆ TOMÓW:  1
LICZBA STRON:  320
WYDANIE POLSKIE:  2022 (Niegrzeczne książki)
CZAS AUDIOBOOKA:  9 h 7 min
CZYTA:  Agata Skórka, Antoni Trzepałko


Opis książki kompletnie nie oddaje jej zawartości. Zaczynając ją myślałam, że fabuła będzie skupiać się na reality show. Liczyłam na dziwne, a nawet kiczowate zadania oraz nieczyste zagrywki uczestniczek przy poznawaniu tajemniczego pisarza. Takie "Rywalki" w naszej rzeczywistości. Cokolwiek wspólnego z tą tematyką dzieje się dopiero w 2/3 książki, do tego akcja skupia się wtedy na bardzo przewidywalnej intrydze kryminalnej. Konkurencje nie są opisane a kandydatki zostały przedstawione bardzo pobieżnie przez co nawet gdy dzieje się coś złego nie wywołuje to emocji u czytelnika. Na dodatek randki z pisarzem nawet się nie odbywają. To o czym w takim razie jest ta książka? 

Claire jest ogromną fanką romansów Mr Darcy'ego i właścicielką kawiarni w dzielnicy, która wkrótce ma być przebudowana na studio telewizyjne. Spiesząc się do pracy po zakupie najnowszych książek ukochanego pisarza kobieta wpada na ulicy na bogatego nieznajomego. Pomimo złego pierwszego wrażenia znajomość szybko przekształca się w coś więcej. Clare jednak nie wie, że to właśnie Duncan jest człowiekiem odpowiedzialnym za zniszczenie drogiego jej miejsca.

Fabuła "Mr. Darcy. Randki w ciemno z milionerem" jest bardzo standardowa. Ona biedna, on bogaty. Choć pochodzą z różnych światów podobne doświadczenia z trudnej przeszłości sprawiają, że pasują do siebie idealnie. Na ich drodze stają jednak niedomówienia i problemy z komunikacją. Początek ich relacji był wręcz przesłodzony, potem czytelnik zostaje zalany natłokiem konfliktów. Do samych bohaterów mam mieszane uczucia, z jednej strony to, że Clare jest wojownicza było dobre, z drugiej miałam ochotę nią potrząsnąć by porozmawiała z ukochanym zamiast wymyślała własne teorie. Ale rozumiem też jej wściekłość, Duncan nie był lepszy, dużo wcześniej mógł poruszyć drażliwe tematy, przecież sytuacja aż się prosiła o katastrofę. Sam mężczyzna jest nijaki, taka kalka innych męskich bohaterów romansów, nie miał w sobie nic co sprawiłoby, że go zapamiętam.   

Scen erotycznych nie ma dużo ale ze względu na sposób ich opisania książka jest przeznaczona dla czytelników 18+. Muszę jednak pochwalić, że autorka nie jest przy tym przesadnie wulgarna. Styl pisania Moniki Magoskiej-Suchar nie jest zły więc może jeszcze spróbuję z inną jej książką. Wersja audio z którą się zapoznałam podzielona jest na dwóch lektorów,  rozdziały Claire czyta Agata Skórska, a perspektywę Duncana Antoni Trzepałko. Oboje mają dobrą dykcję jednak ze względu na intonację słów i ton głosu lepiej słuchało się męskiej perspektywy.

Końcówka była do przewidzenia od pierwszych rozdziałów więc nie sprawiła, że moje zdanie książce się zmieniło. Nie jest to pozycja zła, po prostu bardzo przeciętna, ani zabawna ani wzruszająca. Audiobook był dobry jako tło do pracy jednak przypuszczalnie w ciągu roku całkowicie zapomnę fabułę. Szkoda, nastawiłam się na coś oryginalniejszego.


Sięgacie po audiobooki? 
Kiedy najwygodniej wam słuchać książek? 

środa, 10 maja 2023

ostatnio obejrzane: Anime #2

Kolejne seriale. (Szokuje mnie jak mało anime kończę oglądać, ostatnio ciągle utykam na +/- drugim odcinku.)  Romanse, komedie, kontynuacje i dziwny akcyjniak battle royale. 


Koi to Yobu ni wa Kimochi Warui/ Koikimo
12 x 23 min
2021

Pracownik biurowy zaczyna podkochiwać się w licealistce, przyjaciółce swojej młodszej siostry.

Ta seria była najprzyjemniejszym momentem w tygodniu, z niecierpliwością wyczekiwałam wtorków by włączyć najnowszy odcinek. To taka urocza, sympatyczna, lekka, bezstresowa seria.
W pierwszym odcinku zachowanie głównego bohatera może być lekko creepy, ale z rozwojem fabuły i bohaterka i widz zaczynają się do niego przekonywać. Brak złych intencji i szczera troska o ukochaną sprawiły, że pomimo sporej różnicy wieku seria zmienia się w niezwykle uroczy romans.

Z postaci drugoplanowych dużo czasu przeznaczono siostrze bohatera. Jego zakochanie w jej przyjaciółce poprawia relację rodzeństwa, zaczynają częściej rozmawiać i lepiej rozumieć się wzajemnie. W ogóle Rio jest cudowna, to jak początkowo podpuszczała parę bo bawiło ją ich zachowanie, oraz późniejsze szczere wsparcie. Kochane jest, że nawet gdy zaczyna się między nimi układać,  Ichika i Ryou nie zapominają o przyjaciółce/siostrze w momentach w których mogłaby poczuć się samotna (odcinek świąteczny <3).
Reszta postaci pobocznych została mniej rozwinięta, przy 12 odcinkach zabrakło czasu na za dużo wątków pobocznych. Tradycyjnie pojawiają się miłośni rywale, jednak wzbudzają sympatię i wiedzą kiedy odpuścić. Arie wydaje się bohaterką, którą łatwo byłoby zrobić irytującą, ale jest za podobna w niektórych momentach do Ichiki by lubić jedną a drugiej nie. 

Graficznie anime jest ładne, choć pojawiają się mniej dopracowane fragmenty. Grymasy głównej bohaterki wypadają zabawnie. Za to muzycznie i opening i ending wpada w ucho.


Horimiya
13 x 24 min
2021

Hori jest wzorową uczennicą ukrywającą w szkole, że lubi być kurą domową. Od razu po zajęciach wraca do domu zajmować się młodszym bratem i wypełniać obowiązki domowe. Jej tajemnice odkrywa Miyamura, kolega z klasy uznawany za ponurego otaku. W rzeczywistości po szkole całkowicie zmienia swój wygląd zakładając kolczyki i odsłaniając tatuaże, co kontrastuje z jego nieśmiałością. Przyjaźń tej dwójki szybko rozwija się w coś więcej.

Zszokowało mnie jak szybko rozwija się tu romans. To nie seria w której cały sezon będziecie czekać na jakiekolwiek wyznanie uczuć, bohaterowie zaczynają ze sobą chodzić w ekspresowym tempie, żadni miłośni rywale im nie grożą, cały wątek główny przechodzi gładko, bez dram. Tak więc po odfajkowaniu tego punktu fabuły twórcy mogli przejść do wątków komediowych i postaci pobocznych. Zaskakująco tu wszystko przechodzi w bardziej standardowej formie gatunkowej, nawet znajdziecie trójkąt miłosny. Więc każdy fan romansów znajdzie tu coś dla siebie. 

Anime jest utrzymane przez większość czasu w lekkim klimacie. Charaktery postaci okazują się zupełnie inne niż byście się spodziewali. W scenach komediowych czasem zdecydowano się na rozwiązania które nie wszystkim przypadną do gustu. Przykładowo Miyamura okazał się pantoflem a Hori za to dostała w pakiecie specyficzne fetysze. Nie wszystkie gagi są tak samo dobre ale całość wypada bardzo dobrze.

Ogromnym plusem jest to, że zekranizowano całą serię (co prawda przeskoczyli parę tomów ale jest to zupełnie nieodczuwalne) więc nie będziecie musieli się martwić urwanymi wątkami.


Yuukoku no Moriarty/ Moriarty the Patriot - sezon 2
13 x 24 min
2021

Drugi sezon o działaniach mistrza zbrodni. Czy James Moriarty doprowadzi swój plan do końca?

Ten sezon to festiwal zmarnowanego potencjału. Wprowadzane nowe postacie z początku interesujące, z biegiem akcji stawały się nijakie. Idealnym przykładem jest Irene. W pierwszych odcinkach przyciągała przed ekran jednak wraz z dołączeniem do organizacji Moriartych straciła na charakterze (przy okazji - James Bond, serio? xd za każdym razem słysząc to imię nie byłam w stanie traktować jej poważnie)

Pomimo kilku dobrych momentów niestety uznaję ten sezon za zwyczajnie słaby. Od początku za mało było Liama, a za dużo postaci z tła. Z jednej strony fajnie, że próbują rozwijać resztę siatki przestępczej jednak samodzielnie nie są wystarczająco ciekawi. W ich akcjach nie czuć było geniuszu ich szefa. Dodatkowo Sherlock z głównym bohaterem praktycznie nie mają wspólnych scen, a jak wspomniałam przy okazji pierwszego sezonu - ich interakcje są najlepszymi momentami serii. 
Do tego w tych 13 odcinkach zekranizowano chyba za dużo tomów mangi bo czuć straszne skróty fabularne, które przekładają się na brak logiki. Przynajmniej mam nadzieję, że w mandze poprowadzono to lepiej. Będę musiała jednak zacząć ją zbierać by wymazać to złe wrażenie.


Shingeki no Kyojin / Atak Tytanów - sezon 4 (a,b)
16 + 12 x 24 min
2021/2022

Długo się zbierałam do tego sezonu z obawy, że zakończenie nie dorówna moim ogromnym oczekiwaniom. Potem i tak okazało się, że jednak to nie jest ostatni sezon i będzie jego druga (i kolejna, i jeszcze następna) "połowa". W końcu się przełamałam i była to świetna decyzja, "finałowy" sezon wbija w fotel.

4 sezon przenosi widza na kontynent gdzie młodzi Wojownicy rywalizują o odziedziczenie mocy tytanów. Nie powiem, początek wprawił mnie w niezłą konsternację czy na pewno włączyłam właściwą serię. Pierwsze odcinki wprowadzają zupełnie nowych bohaterów, może to lekko sfrustrować widza czekającego na znane twarze. Jednak gdy te w końcu się pojawiają jest to tak mocne uderzenie, że nawet oglądając te odcinki po raz trzeci nadal czuję ciarki. A to dopiero początek wrażeń, bo od tego momentu akcja praktycznie nie zwalnia, serwując zwrot akcji za zwrotem akcji. Nawet te wolniejsze momenty są tak emocjonalne, że każdy odcinek jest niesamowicie angażujący. 
Postacie i relacje między nimi rozwijają się w ciekawe strony, pojawiają się niespodziewane sojusze, inne zostają zerwane. A główny bohater, który dla mnie w pierwszych sezonach był najsłabszym ogniwem serii teraz stał się jednym z najlepszych. Isayama genialnie prowadzi tą postać, zmieniając jej charakter w odpowiedzi na przeżyte doświadczenia jednocześnie zachowując pierwotny rdzeń.

W każdym razie, dzieje się. Wszystko ma bardzo dobrą podbudowę, wydarzenia zaskakują ale zarazem mają wiele sensu. Potrafią całkowicie zmienić perspektywę na dotychczasową historię. Gdy wspominam pierwszy sezon szokuje mnie rozwój tej serii. Walka z ogromnymi stworami zmieniła się w coś tak złożonego. Z niecierpliwością czekam na ostateczne zakończenie. Jestem też ciekawa co następnego stworzy mangaka, Atakiem Tytanów udowodnił swój talent w tworzeniu niesamowitych opowieści. 


Spy x Family - sezon 1 
12 x 25 min
2022

Zmierzch, jeden z najlepszych agentów Westalis dostaje nowe zlecenie. Jego celem jest Desmond, przewodniczący Partii Zjednoczenia Narodowego. Kontakt z nim jest możliwy tylko na spotkaniu rodziców w ekskluzywnej szkole. Zmierzch musi ekspresowo znaleźć sobie córkę i żonę.

O pierwszym tomie mangi pisałam przy stosiku. Była to miłość od pierwszych stron i z niecierpliwością oczekiwałam adaptacji. Gagi są bardzo dobrze przełożone na język serialowy. Oprócz humoru SpyxFamily jest niesamowicie urocze i pełne rodzinnego ciepła. Momentami aż przesłodzone, ale czasem widz potrzebuje czegoś tak grzejącego serduszko.

Z fabułą bywa różnie. Niektóre wątki są ciekawe, inne mniej, jednak urok tej serii nie zawiera się w samej historii. Spy x Family zdecydowanie stoi postaciami. Jak nie pokochać tria szpiega, zabójczyni i telepatki ukrywających swoje tożsamości. Pełna morderczych wyobrażeń Yor, Loid wymyślający coraz dziwniejsze wymówki dla swoich misji i najwspanialsza  Anya, wiedząca o wszystkim ale z całych sił próbująca się nie wygadać i kryjąca swoje wpadki w niesamowicie komiczny sposób. To jedno z niewielu dzieci na ekranie, które nie irytuje, a serio bawi. Do tego genialnie memiczna mimika dziewczynki została idealnie odwzorowana.

Coś co może przeszkadzać, to brak jakiegokolwiek zakończenia sezonu. Serial kończy się tak, jakby za tydzień miał wyjść kolejny odcinek. Może to wina zapowiedzianej od razu kontynuacji, twórcy uznali, że mogą przerwać w dowolnym momencie. Lepszym arcem na koniec byłoby adoptowanie psa, wtedy pierwszy sezon zaprezentowałby rodzinkę już w komplecie.


High-rise Invasion
12 x 25 min
2021

Yuri budzi się na dachu wieżowca i jest zmuszona uciekać przed zamaskowanymi napastnikami próbującymi zmusić ją do samobójczego skoku. Wkrótce odkrywa, że trafiła do innego świata a inna droga na dół nie istnieje. By przetrwać i dotrzeć do swojego brata musi znaleźć sojuszników i odkryć reguły rządzące tym dziwnym miejscem. Czym są maski i jaki jest cel morderczych zmagań?

Graficznie anime nie powala. Tła były bardzo proste, pozwoliły na to założenia serii - wieżowce połączone mostami linowymi na tle nieba. Najważniejszy punkt tego gatunku czyli walki były zrealizowane poprawnie, ale też szczególnie nie zachwycały. Sama fabuła była... dziwna. Nawet jak na battle royale. Przy początkowych odcinkach zastanawiałam się co ja właściwie oglądam, do tego pierwsze odcinki połączono z niepotrzebnym fanserwisem. Na szczęście w dalszych odcinkach było go mniej. 

Motyw masek opanowujących umysły i dających różne zdolności okazał się na tyle ciekawy, że nie porzuciłam serii. Jeśli widz nie odbije się podczas początkowych odcinków to potem akcja się rozkręca. Główny cel jest bardzo przewidywalny jeśli oglądało się podobne serie, ale sama droga do niego może zainteresować. Zaskoczyło mnie, że to nie Yuri w tym sezonie grała główne skrzypce w wyścigu, niestety ostatnie odcinki sugerują, że się to zmieni. Szkoda, seria mogłaby być ciekawsza gdyby główne postacie okazały się jedynie pomocnikami, byłby to o wiele mniej oklepane rozwiązanie. 

Oczywiście by się o tym przekonać trzeba by doczytać mangę, mam dużo wątpliwości czy pojawi się drugi sezon. Ten rozwiązał tylko bieżący wątek połączenia grupy Yuri z drużyną jej brata. Czy polecam? Trudno powiedzieć, są gorsze i lepsze serie.


A co Wy ostatnio oglądaliście? Coś polecacie?

środa, 19 kwietnia 2023

"Zabójcza biel" Robert Galbraith

TYTUŁ:  Zabójcza biel
TYTUŁ ORYGINALNY:  Lethal White
AUTOR:  Robert Galbraith
CYKL:  Cormoran Strike
ILOŚĆ TOMÓW:  6+
OCENIANY TOM:  4
LICZBA STRON:  656
WYDANIE ORYGINALNE: 2018
WYDANIE POLSKIE:  2018 (Wydawnictwo Dolnośląskie)

TŁUMACZ:  Anna Gralak

Nie od razu Rzym zbudowano - a Rowling zajęło to 4 tomy. "Zabójcza biel" w końcu jest prawdziwie wartym uwagi kryminałem. Opłacało się na niego czekać.

Mija rok od ślubu Robin i złapania Rozpruwacza. Dzięki tej głośnej sprawie agencja zyskała w końcu większą sławę i rozrosła się o nowych pracowników. Do Strike zgłasza się Billy, mężczyzna twierdzący, że w dzieciństwie widział jak ktoś udusił dziecko. Ze względu na jego problemy psychiczne nie jest wiarygodnym świadkiem, trudno stwierdzić co jest prawdą a co urojeniami. Nim ujawnia więcej szczegółów przerażony ucieka z agencji i zapada się pod ziemię. Wkrótce detektywów zatrudnia szantażowany minister. Obie sprawy łączy osoba starszego brata Billego.

Ciekawą zmianą w stosunku do poprzednich tomów jest inna tematyka śledztwa. Przez większość książki akcja nie kręci się wokół morderstwa a szantażu. Bardziej pasowało mi to do prywatnych detektywów. Bohaterowie mają znaleźć brudy na grożących ministrowi ludzi. Co ciekawe, kolejną z tajemnic "Zabójczej bieli" jest czym właściwie go zastraszają. Choć odpowiedź sama się nasuwa i czytelnikom i bohaterom, sprawa nie będzie taka oczywista a wskazówki mogą wprowadzić w błąd. 

Książka jest dłuższa niż poprzednie, a zupełnie tego nie czuć. Wszystkie rozdziały dostarczają nowych informacji, nie czułam dłużyzn podczas czytania. Autorka bardzo poprawiła się w prowadzeniu zagadki kryminalnej, raczy czytelnika wieloma wskazówkami, które pozwalają snuć najróżniejsze teorie. Nie ukrywam, ja złapałam się na zastawione pułapki i moje rozumowanie poszybowało w zupełnie inną stronę. Samo rozwiązanie zaskakuje, ale tym razem nie jest wyrwane z kontekstu. Bardzo uważny czytelnik jest w stanie zebrać właściwe tropy, ale przez wielu podejrzanych o zróżnicowanych motywach nie jest to łatwe. 

Sporo wątków wprowadza to, że agencja musi zinfiltrować dwie kompletnie różne grupy społeczne. Robin rozpoczyna pracę w Izbie Gmin, obracając się w towarzystwie politycznych elit, a Barkley, nowy pracownik, dołącza do zgrupowania radykalnych antykapitalistów. W obu towarzystwach nerwowość wprowadza bliskość olimpiady. Staje się to niepisanym limitem czasu dla detektywów, w czasie rozgrywek minister będzie tym bardziej narażony na atak. To kolejny czynnik sprawiający, że książkę bardzo dobrze się czyta. Umiejscowienie akcji w czasie prawdziwych wydarzeń sprawia, że historia jest realniejsza.

Cieszyło mnie, że tym razem w pracy detektywistycznej pierwsze skrzypce grała Robin. Kobieta w tym tomie przez większość czasu działa pod przykrywką i można zobaczyć jakie postępy poczyniła. Już nie jest tą samą sekretarką tylko marzącą o łapaniu przestępców. Pomimo przeciwności i sprzeciwu bliskich osiągnęła swoje cele. Jednak nadal nie zwalczyła do końca swoich demonów. Sprawa Rozpruwacza odcisnęła na niej wielkie piętno a brak wsparcia w domu i w pracy nie pomógł jej pozbierać się z traumy. Po zakończeniu poprzedniego tomu wydawało się, że Robin i Strike zbliżyli się do siebie, "Zabójcza biel" zaczyna się zaskakująco z zupełnie innego punktu. Niedopowiedzenia i podjęte przez to ostateczne decyzje sprawiły że detektywi cofnęli się o wiele kroków. Ich przyjaźń i zaufanie legły w gruzach, a stosunki ograniczyły do spraw zawodowych. Przez to, pomimo statusu wspólniczki Robin nie zyskała pewności do stabilności swojej sytuacji i boi się przyznać do problemów. 

W warstwie obyczajowej dużo się dzieje ale dzięki odpowiednim proporcjom osobiste problemy tym razem nie dominują nad całością. Autorka płynnie kontynuowała emocjonalne "Żniwa zła" pozwalając, by początek czwartej części był całkowicie skupiony na uczuciach bohaterów by na dalszym etapie przyciszyć to i zrobić z tego jedynie tło dla zawodowych wątków. A i tak udaje jej się przeprowadzić bohaterów przez wiele zmian. Robin próbuje utrzymać walące się już od ślubu małżeństwo a Strike ogarnąć związek który przestaje być układem bez zobowiązań. Do tego, przez sprawę z ministrem życie mężczyzny znów przecina się z Charlotte. Jestem bardzo pozytywnie nastawiona do kolejnego tomu, przepracowane w "Zabójczej bieli" problemy bohaterów mogą zaowocować ciekawymi wątkami. 

Moje zdanie o tej serii poprawiło się głównie ze względu na to, że Galbraith dostrzega swoje błędy. Przy okazji poprzedniego tomu pisałam o niekonsekwencji w podejściu bohatera do prowadzenia śledztw. Wystarczyło jedno zdanie w rozmowie z Robin o tym, że nigdy nie twierdził, że nie jest hipokrytą by przestało to tak razić. Skoro od teraz jest to uznawane za specjalny zabieg, jestem w stanie przymknąć oko.

"Zabójcza biel" była bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Dobre wyważenie wątków kryminalnych i obyczajowych, sprawnie poprowadzona intryga i interesujący rozwój bohaterów. Jak poprzednie tomy można było nazwać najwyżej poprawnymi, tak ten mogę z czystym sercem polecić każdemu fanowi kryminałów.

piątek, 31 marca 2023

V urodziny bloga


Minęło już pięć lat! Nadal zastanawiam się jakim cudem. Ten rok może i nie zaowocował niesamowitą ilością postów ale jestem zadowolona z jego przebiegu. W życiu osobistym działo się tyle, że musiałam czasem odciąć się od internetu. I najważniejsze tegoroczne osiągnięcie - oto przed Wami już oficjalnie Pani Inżynier Architekt! <3 Pierwszy etap studiów za mną, skończenie go wymagało niestety przerwy w blogowaniu. Tak to jest kiedy sama utrudniasz sobie życie wymyślając temat projektu wymagający zdecydowanie więcej pracy niż biurowiec lub mieszkaniówka. Pensjonat ze spa dla osób starszych z trudnością poruszania się, w tym głównie dla poruszających się na wózkach inwalidzkich okazał się bardziej skomplikowany niż zakładałam.

Wracając do kwestii okołoblogowych - założyłam instagrama:

https://www.instagram.com/bazgroly_o_kulturze/

Wcześniej nigdy z niego nie korzystałam nawet prywatnie, ale stwierdziłam, że spróbuję. Zdecydowanie łatwiej tam dobrzeć do większego grona osób. Szkoda tylko, że posty mają tak mały limit znaków. I mam nadzieję, że nie skończą mi się pomysły na zdjęcia ^^

Dziękuję za Waszą obecność i komentarze pomimo sporych przerw między postami. I zapraszam na kolejny rok czytelniczych przygód :D


niedziela, 30 października 2022

Stosik czerwcowo-lipcowy 2020




* "Beztroski kemping #9" - Kontynuujemy kemping w Izu. Pierwszy wieczór przebiega w atmosferze szaleństw kulinarnych. Aż chce się coś ugotować. Mam wrażenie, że autor coraz dokładniej opisuje procesy tworzenia posiłków i powoli z mangi poradnikowo-podróżniczej przekształca się w książkę kulinarną.
Podczas wycieczki zwiedzamy z dziewczynami kolejne geotopy, ilustracje niesamowicie dobrze odzwierciedlają rzeczywiste miejsca i oddają ich piękno, wspinamy się też oglądać zachody słońca i trafiamy do parku z kapibarami w gorących źródłach! Rozumiem zachwyt Akari nad tymi gryzoniami, nawet na rysunku były niezwykle urocze^^
Jak mowa o Akari, uwielbiam jej przekomarzanki z Aoi. Starsza z dziewczyn nieźle wkręca siostrzyczkę. Relacja rodzeństwa jest tu fajnie pokazana, te drobne, nieszkodliwe złośliwości pokazują jak są do siebie przywiązane.
Grupka odwiedza państwo Ida, zaprzyjaźnione małżeństwo które uratowało dziewczyny od zamarznięcia kilka tomów temu. Kempingi łączą pomimo różnic wieku, czy to dorośli czy nastolatki.
Prawie zapomniałabym o głównym punkcie tomiku a mianowicie o niespodziance urodzinowej. Niestety jak dla mnie ta scena wypadła trochę nijako, może przez to, że ten "Kemping..." był pełen bardziej uroczych momentów.
Tom kończy się wieczorną rozmową Rin z Nadeshiko po powrocie. Brzmi ona trochę jak kończąca serię i jeśli byłby to ostatni tom to byłabym całkowicie usatysfakcjonowana. Ale skoro jak wiemy nie jest, z największą przyjemnością idę czytać 10. 

* "Dar trzech króli" - historia o miłości dziewczyny patrzącej w gwiazdy i chłopaka z głową blisko ziemi, która za szybko się skończyła. Teraz, po 5 latach od jej śmierci Daichi wyrusza w wyprawę mającą przywołać ich zacierające się w jego pamięci wspólne wspomnienia. Nie wie, że będąca w niebie Akari zrobi wszystko by w końcu o niej zapomniał i żył dalej.
"Dar..." to bardzo smutna i wzruszająca opowieść o stracie z którą trudno się pogodzić, gdy przysięga "na zawsze" staje się przekleństwem a nie błogosławieństwem. Obserwując wspomnienia bohaterów nagromadzone na przestrzeni całego ich życia, od dzieciństwa po studia, czytelnik coraz bardziej odczuwa rozpacz pary i siłę ich uczucia. Dla dobra drugiej osoby są gotowi ranić samych siebie. Jednak może ta wędrówka stanie się dla nich katharsis i pozwoli uwolnić się od żalów.
By zrównoważyć ciężar historii manga zawiera też trochę humoru. Dodatkowo koncepcja zaświatów zaprezentowana przez autora jest bardzo interesująca. Według niej wartość duszy wzrasta w zależności ile o zmarłym mówi się po jego śmierci. Od tego zależy czy spędzisz wieczność w luksusach czy harując za grosze.
Ta opowieść jest piękna treściowo i wizualnie. Mnie ujęły w szczególności kadry nocnego nieba, choć narysowane dość prosto, zachwycają i każą na dłużej zatrzymać się na stronie.

* "Silver spoon #15" - nieprzeczytany, czeka na kupienie 8  tomu w wersji e-mangowej... no dobra, przyznam się, nie mogłam się powstrzymać, przejrzałam, narobiłam sobie spoilerów (choc to na szczęście taka seria, że nie będzie to aż tak bardzo razić) i mogę powiedzieć, że trzyma poziom. W lekkiej atmosferze żegnamy bohaterów, choć wybrali różne ścieżki wspólne lata połączyły ich w trwałą przyjaźń. Historia zamyka się ładną klamrą, Hachiken zaczął opowieść gubiąc się na zadupiu i kończy w taki sam sposób będąc jednak na zupełnie innym etapie życiowym, przeszedł bardzo długą drogę, rozwinął się pozostając przy tym tym nieporadnym, uczynnym, zabawnym i lubianym przez czytelnika sobą.

* "Wicehrabia Valmont" - Dobrze wspominam wersję filmową z 1988 więc byłam bardzo ciekawa jak autorka przerobi historię na mangową modłę.
Wicehrabia Valmont i markiza de Marteuil traktują miłość jak grę. Ich dewizą jest kochać, zdobywać i porzucać. Najnowszym celem zostaje cnotliwa mężatka, prezydentowa De Tourvel i młodziutka Cecile, zaręczona z wrogiem markizy. Który z dawnych kochanków pierwszy odniesie zwycięstwo? A może na ich drodze staną inne uczucia?
"Niebezpieczne związki" na pewno nie można zakwalifikować jako romantyczną historię. Fabuła pełna jest niezdrowych relacji, nieczystych zagrywek i manipulacji. Bardziej przypomina to wojnę niż miłość. Często działania bohaterów wręcz odrzucają, jednak całość fascynuje i nie pozwala się oderwać. Choć założenia fabularne kręcą się wokół cielesności, w mandze prawie nie znajdziecie scen czysto erotycznych. Same jednak wymiany listów, ukradkowe spojrzenia i dotknięcia dłoni sprawiają, że napięcie wisi w powietrzu przez cały tom. To samo uwielbiam u Jane Austen, a o czym współczesne romanse często zapominają - nie potrzeba pakować bohaterów od razu do łóżka by przedstawić przyciąganie między nimi.  
Niestety mam wrażenie, że całość jest mocno przyspieszona, w końcu mangowa adaptacja zwiera tylko dwa tomy. Na szczęście jest to umiejętnie rozwiązane, nie ma nagłych przeskoków sprawiających że fabuła nie jest ciągła, po prostu niektóre fragmenty można by rozwinąć by pogłębić psychologię bohaterów. 
Akcja dzieje się w XVIII wieku i dialogi są stylizowane na dawne czasy. Tłumacze też nie użyli współczesnych określeń które wytrąciłyby czytelnika z klimatu opowieści. We wczuciu się w nastrój dawnej Francji pomaga również warstwa graficzna, ubiór bohaterów i fryzury. Nie jestem historykiem więc nie mogę określić na ile są realistycznie odwzorowane, ale dla laika bardzo pasowały.

* "Miejsce dla kochanków" Maya i Kazuhiko są kuzynostwem mieszkającym po sąsiedzku. Ich rodziny są skłócone, nie przeszkadza im to jednak w byciu parą. Problemy w ich związku zaczynają się jednak gdy matka dziewczyny trafia do szpitala a ta by zarobić na jej leczenie przyjmuje propozycje pracy w modelingu. Chłopak nie pochwala decyzji ukochanej a rozłam między nimi coraz bardziej się powiększa.
Lubię od czasu do czasu przeczytać stare shoujo, są zazwyczaj bardzo specyficzne ale mają swój urok. "Miejsce.." okazało się wyjątkowo nowoczesne. Głównie za sprawą bohaterki która jest lepsza niż w większości współczesnych serii. Gdy trzeba bierze sprawy we własne ręce, potrafi być samodzielna, nie boi się wyrażać własnego zdania, za sprawą nowej pracy rozwija się i zyskuje pewność siebie. Co prawda jej końcowa decyzja lekko zawodzi, ale po zastanowieniu stwierdzam, że pasuje do jej charakteru, do ostatniej strony postępuje inaczej niż oczekują od niej ludzie, w zgodzie ze sobą.
Tom zawiera również oneshoty, ale one nie zachwycają. Przed ponownym czytaniem ani trochę nie pamiętałam o czym były. 
Pierwsza historia jest bardzo typowa, dziewczyna powtarza klasę i poznaje chłopaka nieśmiałego w kontaktach z płcią przeciwną. Czy to jest przyjaźń czy już kochanie z obowiązkową toną nieporozumień spowalniającą ich zejście się. Druga się wyróżnia ale w negatywny sposób. Przyrodnie rodzeństwo poznaje się dopiero w wieku nastoletnim i trudno im nagle zacząć się traktować jak brat i siostra czyli przykład niezrozumiałego zamiłowania Japończyków w mangach do tematów okołokazirodczych.
Kreska jest przykładem starego shoujo. Słodka, z gwiazdami i kwiatkami (choć w zdecydowanie mniejszej ilości niż np Róży Wersalu), sporymi oczami. Tła pojawiają się sporadycznie, skupia się głównie na emocjach postaci.

* "Legion - Wiele żywotów Stephena Leedsa" - Trzy nowele o geniuszu którego umiejętności przybierają postać towarzyszących mu wyobrażonych ludzi. Pięćdziesiąt aspektów - każdy z odmiennym charakterem, wyglądem, wierzeniami, własnym skrawkiem szaleństwa - pomaga mu rozwiązywać sprawy kryminalne. Jednak nie jest to opowieść o jego karierze a upadku.
Jest to lekkie sf, bohater rozwiązuje sprawy często związane z niesamowitymi technologiami, jak aparat robiący zdjęcia przeszłości, kradzież zwłok naukowca traktującego komórki w ciele jak dysk zapasowy z danymi badań czy teleportującego się kota (ech, chciałabym poznać całą jego historię) 
Końcówka drugiego opowiadania była wspaniała, bohater genialnie rozwiązał problem czyhającej na niego płatnej zabójczyni. Nieźle się uśmiałam.
Mam wrażenie że trochę nie wykorzystano potencjału aspektów, wiem że ponad czterdzieści postaci na 300 stronach nie da się rozwinąć więc wielu nawet nie przedstawiono. Szkoda, poczytałabym więcej historii Stephena.
Mam trochę nadzieję, że autor jeszcze powróci do uniwersum. Ta książka opowiada o schyłku Legiona, a jego wcześniejsze przygody mogłyby zawierać materiał na nawet kilka książek. 

* "Stalowe serce" - superbohaterowie nie pokonali złoczyńców, stali się wręcz gorszymi od nich tyranami. 12 lat po pojawieniu się Epików chłopak, który jako jedyny żywy widział krwawiące Stalowe Serce stara się dołączyć do Mścicieli, ostatniej organizacji podejmującej walkę. Namawia ich na szalony plan podniesienia ręki na kogoś uznawanego za niezwyciężonego.
Książka jest bardzo filmowa, od tempa po fabułę wzorowaną na heist movie. Podczas opisów scen akcji w niektórych momentach przed oczami stawały mi wręcz wyobrażone kadry z ekranizacji. Można by przełożyć ją na język filmowy praktycznie 1:1, aż dziwne, że nikt się jeszcze tego nie podjął. 
Ekipa jest w sumie zestawieniem standardowych cech charakterów, grupowy śmieszek, poważna ale docinająca mu kobieta od techniki, tajemniczy przywódca, kłócąca się z głównym bohaterem dziewczyna w której ten się zakochuje. Ale nie zmienia to faktu, że i tak czytelnik pała do nich sympatią. Kimś bardziej nietypowym jest narrator książki. Uwielbiam Davida, z jego nieobyciem społecznym prowadzącym do dziwnych metafor i nerdowskim byciem chodzącą epikową encyklopedią. Kibicowałam mu gdy zaczynał w końcu interesować się czymś poza zemstą.
Jak zawsze u Sandersona kreacja świata nie zawodzi. Na razie co prawda nie dostajemy za wiele informacji, o genezie epików nie wspominając, jednak już teraz zaprezentował bardzo bogate uniwersum. Przez wspominane mimochodem informacje o innych uzdolnionych czy losach pozostałych miast czytelnik może wytworzyć w głowie wizje Ziemi po Calamity. I choć jest to wizja ponura, bardzo intryguje.

---------------------mały bonus związany z moją inną niż czytelnicza pasją. Od kilku lat mam świra na punkcie puzzli, na ścianach w całym domu wiszą takie ułożone "obrazy"-----------------------

* Grafika
La Carte d'Ebstorf - Mappemonde du XIIe Siecle, Ebstorfer Weltkarte, 12. Jahrhundert - puzzli tej firmy, choć mają cudowne wzory, w tym często mniej oklepane obrazy, nie jestem w stanie z czystym sumieniem polecić. Są źle przycięte, przy mapie była wręcz linia przez całość z błędem fabrycznym, przy której musiałam wciskać puzzle na siłę, mankament utrudniający układanie i psujący zabawę. Ale jedno trzeba im przyznać - na pudełku pokazują cały obrazek, a nie zakrywają część logiem, co u innych notorycznie się zdarza. 
Co do samego wzoru - mapa jest idealnym przykładem sztuki średniowiecznej z całym jej zwariowaniem i dziwnością. Dopiero przy układaniu odkryłam ilość szczegółów, jest pod tym względem niesamowita.      
Hermann von Kaulbach: Stilleben mit alten Buechern Krug und Weinglas, 1865 - już pierwsze otwarcie pudełka było lekko zniechęcające. Masa elementów nie rozciętych, ręcznie musiałam je rozerwać, było blisko uszkodzenia puzzli. Kolory nadruku nie są takie jak na obrazku, bardzo trudno dopatrzyć się różnic odcieni brązu i czerni. Często miałam też wątpliwości czy coś pasuje, bo puzzle nie przylegają szczelnie do siebie. I są powtarzalne, udało mi się znaleźć 3 dokładnie takie same tylko z delikatnie inną barwą! Ale żeby nie było, że tylko krytykuję - sam obraz jest bardzo trudny do ułożenia, stanowił świetne wyzwanie.

*Eurographics
Marc Chagall: The Triumph of Music - Kupiłam je przez to, że były jedynymi dostępnymi w sklepie z kolekcji smart cut technology - puzzle nie mają klasycznych kształtów tylko są powyginane, jedne mniejsze, drugie większe, nie układają się w rzędy i kolumny tylko tworzą nierówną mozaikę. Na pewno do tego typów puzzli jeszcze wrócę, układało się je bardzo ciekawie i zabawnie. Nigdy nie mogłam być pewna czy w danym miejscu ma się znaleźć jeden puzzel czy np 3, przez co nieźle się naszukałam odpowiednich. Jedynym minusem było to, że nie jestem fanką Chagalla, puzzle wyjątkowo nie trafiły na ścianę.  

*Artpiece Puzzle
Mike Wilks: The Destruction of PileJak na razie ta firma została moją ulubioną. Bardzo dobrze wykonane i przycięte elementy, nie za duży karton i jeszcze drobna rzecz a cieszy - ładny, jasnobrązowy tył puzzli. Od razu przyjemniej się przeszukiwało karton.
Miasto po ułożeniu wygląda fenomenalnie, a lekko panoramiczny format to podkreśla. Rysunek ma niesamowitą ilość szczegółów a architektura choć powyginana i zwariowana, klei się perspektywicznie. Myślałam, że puzzle będą bardzo łatwe przez ilość elementów na obrazku ale zaskakująco nie dało się ekspresowo wyszukać odpowiednich miejsc. 


Wiem, że to bardzo stare  stosiki, zastanawiałam 
się czy nie przeskoczyć do aktualnych, ale nie chcę 
zostawić  tych  tomów  zbieranych  serii bez opinii.

Teksty dostępne też na instagramie: 
https://www.instagram.com/bazgroly_o_kulturze/